Posty

Wyświetlanie postów z 2018

ja i pan Parkinson:

Jeśli najnowsza diagnoza jest tą trafioną, to już wiem dlaczego mam takie fazy, jeśli chodzi o depresję. I w życiu się z niej nie wyleczę, dopóki nie wyleczę choroby zasadniczej, jaką jest Parkinson, bo tak naprawdę w chorobie Parkinsona oprócz tego, że się człowiek trzęsie (u mnie to jest pourazowe) to jeszcze dochodzi fakt, że jest blokowane wydzielanie dopaminy do krwi, która z kolei jest bardzo ważnym neuroprzekaźnikiem odpowiedzialnym za energię, motywację i ogólne samopoczucie pacjenta. Więc jeśli nie wyleczę Parkinsona (swoją drogą będę musiała znowu pójść do psychiatry po jakieś prochy, bo sama sobie z tym raczej nie poradzę) to nie ma nawet szans na poprawę samopoczucia. I coraz częściej myślę o ... Z resztą nie ważne. Potrzebuję pogadać z kimś, kto byłby w stanie mnie wysłuchać i poradzić coś mądrego. Coraz bardziej dojrzewam chyba do myśli, że muszę o tym pogadać z jakimś księdzem albo zakonnikiem. Bo już chyba nawet psychiatra nie pomoże. Może ewentualnie psycholog, ale d

post z wczoraj, przepraszam...

No i raczej nic nie wyjdzie z tej mojej operacji między świętami. Wczoraj dzwoniłam na oddział i babka mi powiedziała, że nic z tego. Że między świętami nie robią przyjęć... Trochę się wkurzyłam, bo już ta moja prawa ręka doprowadza mnie do szewskiej pasji! No, ale cóż, przecież nie jestem umierająca, prawda? A wczoraj tak źle się czułam, że myślałam, iż zejdę. W ogóle trzy razy w ciągu dnia leciała mi krew z nosa. W sumie lepiej, jak się skatalizuje na zewnątrz, niż miałaby we łbie się rozlać, chyba... Chociaż i tak w sumie nawet jakby coś się tam działo, to nie byliby w stanie tego stwierdzić, bo przecież mam bateryjkę, dzięki której nie mogę być badana rezonansem... A teraz będę się ogarniać. Już choinka w domu, jeszcze trzeba ją ubrać. Szkoda, że nie mam nikogo, przy kim mogłabym spędzić te święta. I znowu będę miała przechlapanego Sylwestra... I kolejny rok psu w dupę... Robię się coraz starsza, chyba pójdę do zakonu. Bo raczej nie widzę dla siebie innej drogi... Mam dość teg

...

Dopiero teraz mogę Wam napisać cokolwiek. Ostatnio bardzo źle się czułam, prawda? Ale chyba nawet już znam przyczynę. To znaczy nie mam jeszcze namacalnych dowodów w postaci zdjęć mojego mózgu, ale już znam przynajmniej powód drżenia mojej prawej ręki. Jeszcze w tym miesiącu (między świętami, a Nowym Rokiem, obiecała mi tak Najlepsza Pani Doktor!) będę miała kolejną operację neurochirurgiczną. Neurochirurdzy będą mi wstawiać nowe urządzenie do piersi. Ale jakieś inne, teraz mam Medtronic, a teraz będę miała jakieś inne... Pani Doktor mówiła mi, że teraz wstawią mi jakieś inne, ale zabijcie mnie, nie pamiętam jego nazwy. Trochę się cykam. Bo to jednak będzie moja piąta operacja. Narkoza? Może z piętnasta... I tak dalej, i tak dalej... Ale chyba w tym wszystkim, najbardziej nie lubię cewnikowania ... Z drugiej strony, budzisz się po takiej operacji, nie można ci nic pić ani jeść (chociaż akurat jeść się nie chce) i ciąga tobą jak psem po obierkach. I będę musiała też powiedzieć tera

Jeszcze bardziej kopie...

Jest coraz gorzej. Coraz bardziej boli mnie głowa, ale przecież to nic. Łeb może mnie napieprzać. Ewentualnie przecież mogę zawsze wziąć piguły przeciwbólowe. Tylko, że ja już nie mogę. Ale to nie jest taki ostry ból z którym poradziłyby sobie tabletki, ani nawet tak tępy, jak pan Kibard :) nie no, taki śmieszek się we mnie włączył, sorry :P A przez to, że mnie tak boli, nie mogę się wziąć za nic konstruktywnego. Co więcej, chyba ta depresja też bierze się stąd, że napieprza mnie ten łeb. Już sama nie wiem... Wuj wie... Teraz przespałabym całe życie. Gdybym się jutro nie obudziła, to byłoby spełnienie moich marzeń.. Ciao... M.
Mam doła! To jeszcze nie jest jeszcze typowa depresja, ale już czuję, że coś się zaczyna. Mówiłam kiedyś tutaj, że nienawidzę z całego serca tej wiochy zabitej dechami, w której mieszkam? Jakoś niedawno minęło dziesięć lat odkąd tu mieszkamy. Na początku wszystko było fajnie. Przyjemnie i sympatycznie. Nawet teraz od połowy marca do października jest znośnie, ale gdy nastają takie dni jak dzisiaj albo jak ostatnio, to szlag mnie trafia i kurwica strzela. Dlaczego? Bo, tak naprawdę, jestem tu uwięziona na tej wiosce! A żeby było jeszcze bardziej dołująco, to nie mam nawet do kogo mordy otworzyć! Nawet do nikogo zadzwonić nie mogę. Z resztą o tej porze to już tylko chyba, gdybym była pijana to by przeszło :) I boli mnie znowu ręka. Już naprawdę nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. To wszystko mnie wkurza. I jestem bezsilna. Mam wrażenie, że cofnęłam się z tą ręką. W sensie nawet to, co miałam przy ostatnim pobycie w Ameryce było duuużo lepszym wynikiem od tego, co jest teraz?

Miałam wypadek!

Nienawidzę takiej pogody. Wczoraj wieczorem, gdy wychodziłam już od ciotki, można by rzec, że się wypieprzyłam na schodach. Ale było to tak niefortunne, że wypieprzyłam się na prawą, tę moją niesprawną łapkę. Byłam pewna, że przynajmniej uszkodziłam łokieć. Że nawet jeśli nie połamałam kości promieniowej, to na bank coś w ten łokieć zrobiłam. I rozgiąć (ani zgiąć)nie mogę go do tej pory. A zaraz muszę się ubierać, ogarnąć, bo mam dzisiaj koncert Luxtorpedy. Idę z Ciocią-Klocią :) A jeszcze wczoraj, jak byłam na tym pogotowiu, to zajmowała się mną lekarka dyżurna oraz pielęgniarz, fajny, przystojny, młody facet. W pewnym momencie wpadła do gabinetu inna pielęgniarka i jej tekst mnie zabił: "gdzie jest siostra z jajami?" Myślałam, że tam umrę ze śmiechu :) Dobra, spadam :) M.
Mam dwa tygodnie na napisanie (od nowa) 15 stron pracy licencjackiej. Nie mam pojęcia, jak ja to zrobię, bo żeby to zrobić, muszę jechać gdzieś do biblioteki jakiejś większej, gdzie nic by mnie nie rozpraszało i może tam zacząć pisać, gdzie na miejscu miałabym dostęp do książek? Na razie muszę pisać takie pierdoły o prowadzeniu logistyki w tego typu firmie. A teraz byłam na basenie. Kompletnie nie mam siły, bo dzisiaj naprawdę zmęczyłam się pływając. A potem jeszcze zrobiło mi się słabo, jak byłam w saunie. Naprawdę nie mogę wziąć się za pisanie tej pieprzonej pracy... A jutro idę do fryzjera. Zrobię sobie fryzurę taką, jaką ma taka aktorka hiszpańska chyba, Ursula Corberó. Taką blond. Omg, muszę iść spać, bo normalnie już nic nie widzę :) Paaa... M.

Mocne postanowienie poprawy!!!

Dzisiaj definitywnie stwierdziłam, że MUSZĘ wziąć się za siebie! Zaraz napiszę mejla do programu Au Pair (in GB), kilka dni temu napisałam do programu, w którym (być może) będę pozować w roli modelki (takiej "plus size"). A to wszystko dzięki Nick'owi. Ten facet tak mnie, cholera jasna, natchnął, że muszę spróbować! Bo kto nie próbuje, ten nie pije szampana, prawda? A teraz biorę się za pisanie pracy licencjackiej, bo jak jej nie napiszę, to w dupę pojadę! Ale to wszystko to nic. Bo nie robię tego, tak naprawdę, dla siebie. Robię to dla Niego. Tak wiem, to jest idiotyczne, ale... ale właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że naprawdę chciałabym w końcu napisać tę pracę, obronić ją i złożyć Mu w hołdzie. Tak mogę napisać? Bo to dzięki Niemu (a może przez Niego?) żyję! I naprawdę chciałabym zrealizować się w tym życiu. M.
Dzisiaj jest mi smutno. Jest mi smutno, gdy wspominam wielu wspaniałych ludzi, których poznałam dzięki Internetowi, a z którymi nie miałam okazji spotkać się osobiście. Dzięki Nim i ich historiom dowiedziałam się, że trzeba szanować życie. Dziękuję Wam za to, że byliście. Chciałabym również podziękować wszystkim, dzięki którym jestem tu, gdzie jestem. Piszę w języku polskim. I nie jestem pod żadnym zaborem, nie jestem zniewolona. To dzięki tym, którzy przelewali swoją krew teraz my, jako wolni ludzie, możemy się kształcić, zdobywać doświadczenie i nie jesteśmy represjonowani. DZIĘKUJĘ. M.
Jeszcze nigdy w życiu nie czułam się lepiej! W sensie psychicznie, bo fizycznie jestem chora (jakaś grypa mnie dopadła, znowu!). Na konferencji było super. Dowiedziałam się wiele, wiele rzeczy. Poznałam kilku fajnych ludzi... Co więcej mam pisać? Jutro po raz kolejny Ziemia okrąży Słońce, kiedy ja na niej jestem. Ale zrobiłam się stara. Chociaż w sumie tak doszłam do wniosku, że to nie był żaden wyczyn. Po prostu - urodziłam się. Większy popis dałam sześć lat później, kiedy wybudziłam się po operacji, dwóch dniach śpiączki, a to był dopiero początek. Czy żałuję? Chyba tylko tego, że nie mogłam dorastać w lekko zmienionych (późniejszych) czasach. Wiecie, jakie fajne są sale do rehabilitacji sensorycznej i neurologicznej w Centrum? Bombowe... Aż chciałoby się na takich poćwiczyć :) M.
Jestem szczęśliwa! Naprawdę szczęśliwa. Zdecydowałam się, że pojadę do Wrocławia. Na konferencję "życie bez ograniczeń" (wygooglujcie sobie). Będzie fajnie, taki prezent sobie zafundowałam na urodziny. I nic więcej mi nie będzie potrzeba. A przy okazji jeszcze pójdę do Zoo we Wrocku, może do ogrodu japońskiego... I czy coś jeszcze zdążę zobaczyć? Nie wiem. Wiem natomiast, że będzie cudownie. Bo tak sobie postanowiłam. M.

chyba jest ok:

A wczoraj byłam na imprezie. W sumie na dwóch imprezach, ale to inna bajka. Bo wcześniej byliśmy z całą rodzinką na imieninach mojego wujka, a potem pojechałam z Tatą na imprezę "basenową". I tam się bawiłam świetnie. I doszłam do wniosku, że ja chyba muszę być na rauszu cały czas, bo wtedy ta moja prawa łapka staje się tak luźna i fajna (w sensie plastyczna), jak nigdy dotąd. A ostatnio polubiłam pić whisky z colą. Naprawdę, i żadne alkohol mi tak nie smakuje, jak właśnie to (no, może poza malibu z mlekiem, hihi) Ale już dzisiaj rano (koło jedenastej) miałam bardzo nieprzyjemną sytuację, gdyż strasznie bolała mnie głowa. Pierwszy (no, drugi) raz w życiu doznałam kaca. Już jest ok, wzięłam ibuprom, wypiłam mega potężną dawkę witaminy C i będę żyć. Teraz sączę kawę i oglądam Lucyfera. I nic mi więcej do szczęścia nie potrzeba :) M.

wyznanie:

Wiecie, z czego właśnie zdałam sobie sprawę (ok, cały dzień się dziś tym truję, ale to inna bajka). Z tego, że ja tak naprawdę nie mogę mieć  (i nie mam) do NIEGO żalu o to ściąganie (tylko troszkę, bo gdy zobaczyli, że się zbiera raz, drugi i trzeci, powinni, moim zdaniem, włożyć sączek), a raczej o to, że w ogóle mnie operował. Nikt nie wie co by się stało, gdyby mnie nie operowali? Okej, gdyby było tak, jak on straszył, dlaczego nie dał tej operacji chirurgowi bardziej doświadczonemu? Okej, był tylko asystą, ale nikt nie wie czy profesorek nie dał mu zrobić "czegoś więcej" w tym moim łbie, niż tylko pozszywać? Właśnie o to mam do nich "pretensje". Tak, bardzo bym chciała tam pojechać do tego pana. Ale nie po to, żeby mu nawrzucać, jakim był idiotą (bo nim nie był), ale żeby raz na zawsze rozprawić się z własną przeszłością , bo czuję, że jak tego nie zrobię, nie pójdę na przód. M.

jeszcze żyję:

Nie pisałam bardzo dawno, bo też nie bardzo miałam temat do tego, żeby cokolwiek napisać. Ani czas. Bo ostatnio czas przelatuje mi przez palce. Wstaję w poniedziałek z łóżka, nawet się dobrze nie rozbiegnę, a już jest piątek. I tak co tydzień. Wstaję, pracuję, kładę się i śpię. Ale śpię coraz mniej efektywnie, bo codziennie budzę się zmęczona. Jeszcze zanim podniosę się z łóżka już czuję, że nie mam siły. Nie wiem czym jest to spowodowane. Ostatnio wszystko mnie boli. Nie dość, że wszystkie mięśnie i stawy (ostatnio barki), to jeszcze teraz od kilku dni bolą mnie jakby żebra po prawej (tej niesprawnej) stronie i to "zachodzi" również na plecy (kręgosłup?). Jak powiedziałam o tym swojej cioci D. (fizjoterapeutce) to stwierdziła, że to może być półpasiec, ale nie widzę tu żadnej wysypki ani nic w tym stylu. Nie mam też gorączki, która się pojawia przy tego typu chorobach, więc nie wiem... I jestem wkurzona. Dzisiaj cały dzień chodzę jakaś taka... podminowana? I, po prostu
Obraz
Miałam Wam wcześniej coś napisać, ale jakoś tak się nie składało. Dzisiaj też w sumie nie mam tematu przewodniego do tej notki. Słucham muzyki na yt... Byłam w pracy, potem umówiłam się do kosmetyczki, bo ładnie odhodowałam sobie paznokcie (oczywiście tylko na lewej dłoni, bo prawa to jakaś porażka, cały czas). Dziś cały dzień byłam cholernie śpiąca, ale koło 13 poszłam do US i jak tak się przeszłam, to mi chociaż trochę przeszło. A teraz myślę (tak, czasami mi się to zdarza!) skąd wziąć 8 tysięcy złotych na samochód. I szczerze mówiąc nie mam pojęcia... A bardzo by mi on ułatwił życie. Dziś ten post piszę Wam od godziny piątej po południu. I nie wiem, co jeszcze mam Wam napisać. Dzisiaj w dzień prawie nie myślałam o "tym" Panu. A teraz znowu mnie wzięło. A zaraz idę pod prysznic i lecę spać. A jeszcze wstawię Wam jedną fotkę: tym razem bez twarzy, za to nasze cudne, lewe nóżki :)  (bo moja prawa koślawa, a Natalii jeszcze nie ta, na którą zbiera) 

Szczyrk - powrót:

Już niedługo powrót. Do rzeczywistości. Do obowiązków. Do domu. Do Ełku. Tutaj, w Szczyrku, jest fajnie. Przyjemnie. Mimo, że denerwuje mnie kilka rzeczy tutaj, ale to nic. Nie chcę (i chyba też nie mogę, cholera wie, kto mnie czyta?) wymieniać, co mnie irytuje... Bo nie w tym jest kwintesencja tego wszystkiego... Jeszcze parę dni temu myślałam, że jak będę wracać z tego Szczyrku, to "wstąpię" na chwilę do Centrum. Potem jednak zdałam sobie sprawę, że nie mam na to szans. Ale to nic. To, że teraz tam nie pojadę, to nic nie znaczy. Chciałabym tam pojechać w styczniu. Albo piętnastego, tak jak tam trafiłam osiemnaście lat temu, albo dwudziestego trzeciego - tak jak się narodziłam - po raz drugi... Już w niesprawnym ciele, zniekształconym, szpetnym... W ciele, którego nie chciałam. Nie wiem dlaczego, ale znowu pojawiają się w mojej głowie jakieś takie czarne myśli. Bardzo czarne, bardzo mroczne... Ciekawa jestem, jak potoczyłoby się życie moich bliskich, gdyby mnie tera

Szczyrk

Ale wczoraj było CUDOWNIE!!! Normalnie nie macie pojęcia! Już rano usiadłam sobie z panią B., wypiłam sobie z nią kawę -mega. Potem były zabiegi (znowu miałam masaż z tym przystojnym panem, ale już wiem przynajmniej, jak ma na imię :) Później natomiast, już po całym dniu, ogarnięciu wszystkiego i tak dalej, poszłyśmy (tak, MY, piszę w liczbie mnogiej, bo poznałam tu świetne kobiety!) na balety. Pani B. dość szybko się z nich zmyła, ale MY zostałyśmy do końca. Nawet tańczyłam. Co jest u mnie nienormalne. N. - góralka z pochodzenia i charakterku jest po prostu bezbłędna. Potrafi tak rozbawić towarzystwo... A jutro jedziemy na wycieczkę. Już się na nią zapisałam. I będzie fajnie. Może rzeczywiście przywiozę mamuśce stąd jakiegoś górala. Jeśli N. spełni swoje "groźby" to na pewno. Już ją polubiłam, skubaną. M.

Szczyrk :)

Jednak ja naprawdę lubię otaczać się ładnymi ludźmi oraz rzeczami. Chyba w końcu Siła Wyższa wysłuchała moich modłów, bo postawiła na mojej drodze takiego przystojnego jak milion dolarów i bardzo sympatycznego pana masażystę. Naprawdę jest mega! Dobra, to był tylko wstęp. Teraz przejdę do przywitania. A więc: cześć wszystkim . Przyjechałam w środę do Szczyrku na dwa tygodnie na rehabilitację. Zobaczymy, jak tu będzie, na razie nie mogę narzekać :) Poznałam już kilka osób. Chodzę grzecznie na zabiegi, na ćwiczenia, tylko kolacji nie jem. Jakoś tak... Może schudnę? To jedno z moich największych marzeń. Większe jest na tę chwilę znaleźć kogoś, z kim mogłabym... umawiać się na kawy (vel. herbaty) bez ograniczeń. Wy świntuchy!  Tak szczerze, to powiem Wam w tajemnicy, że ja już nie wierzę, żeby miało być kiedykolwiek lepiej z tą moją ręką, albo z nogą. Zdałam sobie z tego sprawę jakiś rok, no może półtorej roku po tej ostatniej operacji, kiedy już miały się te ruchy dystoniczne wycis
Nie mam siły. Jestem tak kompletnie wykończona, że aż mi słabo. Teraz siedzę z siostrą, ale ona jest u siebie w pokoju, bawi się i jest ok. Za tydzień jadę do tego Szczyrku. Ale już obczaiłam ciapągi, busy i tak dalej... Także mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Dobra, muszę iść pod prysznic. I iść spać, bo jutro znowu arbait... M.
ZDAŁAM! ZDAŁAM! ZDAŁAM! Tak, zdałam! Dzisiaj o godzinie 15.30 byłam po egzaminie! I byłam tak szczęśliwa! Chociaż tak mnie łeb nachrzaniał, ale to nic. Jestem w szoku. Jestem z tego powodu tak cholernie dumna i taki ogromny ciężar spadł mi z serducha! OMG! A teraz będę zaraz świętować! Bo mam dwa powody! Bo dostałam też moją pierwszą wypłatę. Nie jest co prawda jakaś imponująca, ale moja! A za dwa tygodnie odbieram swój dokumencik. M.
Mam już termin egzaminu na prawko!!! Jestem z tego powodu tak bardzo szczęśliwa... Masakra! Właśnie przytruchtałam z placu manewrowego do domu, takie "wypady" jeszcze będę musiała zrobić trzy razy i dziewiętnastego o godzinie dwunastej będę miała egzamin. Oczywiście praktyczny. Ale już nie mogę się doczekać. A teraz tak mnie ręka napieprza, że mam ochotę ją sobie odgryźć. Cały dzień tak bardzo mi się napinała... Masakra! No, ale trudno. A teraz kompletnie nie mam siły. Chyba zaraz położę się i może zdrzemnę? M.

żeby nie było zbyt różowo:

Przed chwilą zauważyłam, że znowu pojawiły się u mnie takie dość spore ruchy mimowolne, a już od paru ładnych dni mam tak spiętą zarówno rękę, jak i nogę, że nie wiem, czy nie umówić się znowu na Jaczewskiego... Kurcze, w grudniu będzie dwa lata od operacji, która miała to wszystko zniwelować niemal do zera. A tu gówno! Nie mówię, że nie jest lepiej, ale chciałabym, żeby było dobrze. A do "dobrze" to jeszcze daleka droga. Wiem, że do października tam na pewno nie pojadę, bo musiałabym wziąć wolne przynajmniej dwa-trzy dni, a na tyle nie mogę sobie pozwolić. Ale jeśli nie przedłużą mi umowy w tym biurze, ale dostanę się na dalsze studia, to może w listopadzie bym sobie taki wypadzik zrobiła. Przy okazji bym odwiedziła może Agę? Zobaczymy. Na razie nie ma co planować tak daleko, bo kto wie, co może przynieść jutrzejszy dzień? M. P.S. mam jakieś takie dziwne zapalenie krtani (?), teraz i tak już jest lepiej, bo mam "tylko" potężną chrypkę, ale w zeszłym tygodniu

Fajny weekend:

Ale się działo! Ten weekend był cudowny! Naprawdę cudowny. Zaczęło się już w piątek, gdy poszłam po wpisy do indeksu :) (dla mnie ta sesja się już zakończyła!!! hura!!). Pan Doktor (którego tak bardzo się bałam, a z którym wcześniej nie miałam zajęć, więc nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać!) stwierdził, że moja praca na zajęciach (dał nam do rozwiązania takie studium przypadku, nieważne!) była jedną z najlepszych i z czystym sumieniem musi postawić mi piątkę:) nie macie pojęcia, jak ja się cieszyłam! Ja? Najlepsza? Ale byłam też z siebie dumna, bo nikt mi w tym nie pomagał, sama na wszystko wpadłam i sama to napisałam. Potem w sobotę o 12.30 pojechałyśmy z mamą do teatru w Warszawie. Jeśli będziecie mieli możliwość wybrania się na spektakl "Piloci", to bardzo polecam. Warto! My byłyśmy w teatrze muzycznym Roma. Musical skończył się około 23.00. Potem wróciłyśmy do domu. A jeszcze przed powrotem, widziałyśmy jak na wałach wiślańskich dziewczyny rzucały wianki :) A

Zawrót głowy:

Mamy teraz istny zawrót głowy w robocie. Wczoraj siedziałam po godzinach, dzisiaj za to musiałam wyjść wcześniej, bo od razu po pracy miałam jazdę. Już naprawdę coraz lepiej mi idzie. Od jutra mam wolne z jazdą, bo mój instruktor idzie na urlop. Potem, po dwóch tygodniach, on wraca i ja wracam na Suwałki. A teraz kompletnie nie mam siły. Boli mnie głowa, jak cholera! Myślałam, że to może z głodu, ale zjadłam obiad przed chwilą i nie przeszło. Wcześniej wzięłam Panadol, ale on mi nie pomógł, a chyba zaraz pojadę do apteki po Ketonal, bo inaczej chyba umrę. Nienawidzę zmian w pogodzie! M.

praca, kurs i prawko:

Od ósmego czerwca chodzę do pracy. Mam codziennie 7 godzin, czyli pełen etat. A co jest ciekawe, nie wiem czy ani ile mi zapłacą za tę pracę. Bo robię to w tym projekcie, z którego robię również to prawo jazdy (i kurs pracownika administracyjno-biurowego). Na razie jestem na praktykach jutro też idę na ten kurs do firmy szkolącej (nie chcę podawać jej nazwy, żeby nie było!). A potem od razu, po tym kursie mam 3 godziny jazdy (w końcu muszę wyjeździć te swoje 30 godzin, nie odpuszczę ani godziny!). A egzamin praktyczny będę miała prawdopodobnie 2 lipca, nie wiem jeszcze o której, ale to będzie cud, jak zdam! Ale w sumie cuda się zdarzają, więc może czemu nie? M. P.S. no, a jeszcze tak poza tym przecież w tym semestrze (ale to we wrześniu już!) będę bronić pracę licencjacką. Ja nie chcę dużo - oby mieć te pieprzone trzy w indeksie!
ZDAŁAM!!! W końcu, za trzecim razem, ale zdałam! Miałam tylko jeden błąd, dwupunktowy, czyli miałam łącznie zdobytych 70 punktów. Żeby było śmieszniej, nawet wiem gdzie popełniłam ten błąd, chciałam cofnąć, ale już się nie dało, niestety... Ale to i tak mój sukces. Miałam też dzisiaj jazdę. Na placu. Ćwiczyłam łuk... Masakra jakaś! Ale ja to zaliczę. Choćby skały srały, a psy dupami szczekały, ja to zaliczę. Jutro idę do pracy na ósmą, a w sobotę - znowu Suwałki. Teraz mam mokre jeszcze włosy, więc nie mogę się jeszcze położyć do łóżka, bo jutro jak wstanę, będę miała na łbie Sajgon. Ale się cieszę z tego, że w końcu zdałam! Normalnie nie macie pojęcia! M.
Jestem umówiona na egzamin teoretyczny w Suwałkach. I naprawdę będę cholernie szczęśliwa, jeśli go zdam. Bo to będzie już ta łatwiejsza część za mną. Potem tylko wyjeździć te swoje trzydzieści godzin, zdać egzamin praktyczny i kupić samochód... Nic prostszego. Jak zakończę ten rok akademicki i nie zwariuję, to będzie mój ogromny sukces. A jutro nie zamierzam ruszać się nawet z łóżka, bo jestem po prostu wycieńczona. Jeszcze ta pogoda mnie normalnie zabija. Chociaż z drugiej strony lepsza taka, niż miałoby padać, grzmieć, błyskać i być 12 stopni, nie? A teraz jestem zmęczona. Zaraz obejrzę Fakty i chyba pójdę spać. Bo na nic więcej nie mam siły. M.

to, co osiągnęłam jest moim sukcesem:

Dzisiaj doszłam do wniosku, że naprawdę dużo osiągnęłam jeśli chodzi o rehabilitację tej ręki. Nie chodzi tutaj o jakieś spektakularne wyczyny, bo tego nie ma, to prawda. Ale... Dziś np., gdy składałam bieliznę, nie potrzebowałam w tym pomocy. Nie macie pojęcia, jakie to dla mnie było cudne! Po ponad siedemnastu latach znów czuć, że panuję nad tą ręką. Poza tym wczoraj, gdy byłam u kosmetyczki i gdy wykonywała mi ona manicure, ta łapka leżała grzecznie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Chciałabym, aby tak już zostało. Żeby się już nie pogarszało, ale jak będzie - zobaczymy. Ale chciałabym też, żeby te ruchy atetotyczne zniknęły. Nikt nie potrafi mi powiedzieć, czy znikną kiedykolwiek. Pani Doktor z Lublina też nie jest w stanie mi tego zagwarantować. Szkoda. Pamiętam tylko jak przez mgłę jakieś urywki z tego, co działo się przed pierwszą operacją. Ale nie bardzo pamiętam, czy ta spastyczność u mnie zaczęła się jeszcze przed zabiegiem. Chyba nie. Owszem, był niedowład, w k

powrót do rzeczywistości:

Już jutro wracam do rzeczywistości. To znaczy rano muszę jechać do OHP, załatwić sobie staż (mam nadzieję, że mnie przyjmą, trzymajcie kciuki!), potem jadę, kupię mojej Princess jedzonko, bo już dzisiaj musiałam dać jej coś innego, nie jej żarełko; w dzień się trochę pouczę z tego kursu prawa jazdy (coś mi teraz jakoś tak nie idzie, za dużo czasu już minęło?), a wieczorkiem mam próbę chóru :) I jaram się tym, jak normalnie jakaś głupia! W międzyczasie może jeszcze bym coś może napisała z pracy, chociaż ta mi tak cholernie opornie idzie... Masakra. Oddałabym wszystko, żeby mieć już ją napisaną, zatwierdzoną i obronioną! Naprawdę wszystko. A poza tym mam jakąś cholerną alergię. Nie wiem na co, bo teraz chyba pyli wszystko! Ale gardło mnie drapie, jak cholera; nos mnie boli, jestem cholernie pociągająca. Poza tym oczy to mi chyba wypłyną, a łeb prawdopodobnie za chwilę wybuchnie. A na razie będę się z Wami żegnać (jeśli ktokolwiek to czyta?) ja spadam spać :) M.

wszędzie niby dobrze...

...ale w domciu jednak najlepiej! Wyspałam się we własnym, cudownym, wielkim łóżku. I takim oto sposobem mam nauczkę, żeby nigdy więcej nie dać się namówić na pieprzony Ciechocinek. On jest dobry, jak komuś nic nie jest i chce jechać gdzieś do sanatorium, żeby się zabawić... To wtedy tak. Ale ja niestety pojechałam z zamiarem REHABILITACJI. I to był, kutwa, błąd! Ta ręka jest jeszcze gorsza, niż była. Boli mnie ze trzy razy mocniej... Poza tym warunki też zostawiają wiele do życzenia... No, ale nie ma co. Było, minęło. Przeżyłam to jakoś. A jutro mam I Komunię swojego kuzyna. Masakra. Nie wiem jeszcze w co się ubiorę, ale jakoś tam pewnie pójdę. A potem... zobaczymy. Na razie się żegnam. Paaa :* M.

to już jest koniec! nie ma już nic...! :

Ani nikogo. jestem już wymeldowana z pokoju, moje walizki stoją w schowku, a ja już byłam na obiedzie. Nawet, o dziwo, mi smakował. I teraz czekam na rodziców. Byłam jeszcze z samego rana dzisiaj w Polo, kupiłam sobie pepsi i jakieś batoniki na podróż. A teraz, za jakąś godzinkę, powinni być już moi rodzice... I w końcu będziemy jechać. Już nie mogę się doczekać. Odezwę się do Was, jak już będę w domku. W sobotę mam komunię kuzyna, a 22. zaczynam jeździć eLką. Ale się cieszę! M.

a tutaj nie będzie tytułu, bo nie jest o Ciechocinku:

tutaj znowu więcej myślę o panu D. Mam mnóstwo czasu na rozmyślanie i to nie jest dobre dla mojego umysłu ani psychiki... Dzisiaj doszłam do wniosku, jak tak gadałam z moją współlokatorką, panią Z., to zdałam sobie sprawę z tego, że w sumie może i pan nie-doktor (uwielbiam tak na niego mówić!) będzie mnie pamiętał. Z jednego tylko względu... Wiem, jest to cholernie niechlubne, ale z drugiej strony... Kuźwa, nikogo wtedy nie zabiłam, nikogo nie skrzywdziłam (w przeciwieństwie do niektórych, hyhy!) ani tym bardziej nie miałam żadnych dziwnych konszachtów... z nikim... a to, że oni wtedy musieli załatwiać (codziennie!) gotowaną, gorącą wodę, bo ja codziennie upominałam się o swoją rytualną kaszkę. I to dwa razy dziennie - rano, po przebudzeniu się (zazwyczaj jeszcze mamy nie było u mnie, bo pan profesor nie pozwalał rodzicom nocować na neurochirurgii) oraz przed pójściem do łóżka, wieczorem (to było na chwilę przed tym, jak mama wychodziła do hotelu, albo do Kwiatków) :) A jutro od rana

Szpital [8]:

W sumie odliczam dni do powrotu. Już tylko do środy muszę wytrzymać (w sumie do czwartku, ale to właśnie w środę mam ostatnie zabiegi). Ale już chyba teraz mogę podsumować swój pobyt tutaj: 1. żarcie - beznadziejne! Co prawda prawie codziennie na kolacje były jakieś sałatki, ale ZAWSZE masło to jakaś masakra. Nie dość, że rozklapciane, jakby lodówki nie widziało nigdy, to jeszcze taka maleńka cząsteczka, że aż żal mówić... A poza tym jak już jet coś zjadliwego, to oczywiście w ilościach jak dla niemowlaka... 2. pokoje - tutaj, gdzie mieszkam teraz - jakaś porażka! Śmierdzi stęchlizną (mimo, że mamy cały czas okno otwarte na oścież, tylko na noc uchylamy). 3. rehabilitacja - a tutaj to mogłabym napisać poemat! Pisałam tutaj, na łamach bloga przed wyjazdem, że ta ręka mnie boli, prawda? Otóż nie, wtedy jeszcze mnie widocznie nie bolała... Teraz, nie dość, że boli, jak cholera, to jeszcze się spina i w ogóle jest do dupy... Wcześniej dałam radę nią cokolwiek zrobić, teraz - nie wiem,

szpital [7]:

Ale tu zleciało. Za tydzień o tej porze będę już pewnie się pakować (albo już będę spakowana!), bo w czwartek za tydzień (17 maja) mam wynieść z pokoju do południa. A mama będzie po mnie dopiero około 16 po południu. Więc jak znam życie to pewnie w domu będziemy późno w nocy... I jeszcze jednego nie wiem: czy mama przyjedzie po mnie sama, czy z dziadkiem? A może z tatą? Nie wiem, zobaczymy.  A teraz się poskarżę! Ooo!  Mam wrażenie, że ta łapka mi się jeszcze mocniej spina, niż przed tym chorym szpitalem...  I jeszcze chciałam przed przyjazdem do domu (a jakże!) pojechać do Warszawy (znowu!). I znowu mi się nie uda :'( i chyba zaraz się rozpłaczę z tego powodu.  I boli mnie ta ręka, jak sto choler!  Nie wiem, co mam z tym robić! Cholera!  A teraz wybaczcie, ale idę spać!  Jutro mam co prawda zajęcia dopiero na 9,10, ale mimo wszystko trzeba się wyspać, żeby nie wyglądać znowu jak zombie :)  M. 

Szpital [6]:

Wczoraj byłam w Toruniu. Dzień spędziłam bardzo spokojnie, rano miałam jakieś tam zabiegi (lampę na 7.20!!!), potem 10 minut ćwiczeń i byłam wolna. Do obiadu się nudziłam, potem pojechałam do tego Torunia. Tam połaziliśmy na rynku, byłam na proteście :), potem poszliśmy jeszcze na chwilę nad Wisłę i wróciliśmy do szpitala na kolację. Ale mój braciszek jeszcze w międzyczasie przysłał mi stronkę internetową, na której czytałam dzisiaj o olejku CBD, który byłby dla mnie prawdopodobnie idealną alternatywą dla botuliny (której i tak nie dostanę!), bo przecież u mnie nie miało prawa być wylewu (ale to inna bajka), a że były trzy, a nie jeden... A kogo to obchodzi? I ponad to jeszcze znalazłam sobie coś na poprawę pamięci(proaxon), ale jeszcze będę musiała się poradzić jakiegoś mądrego lekarza, najlepiej neurologa (wiem, że to jest oksymoron - mądry lekarz to jest jak sucha woda albo gorący lód - coś takiego w przyrodzie nie występuje!) Wyobraźcie sobie, że ja tutaj w tym szpitalu się kis

szpital [5]:

Dzisiaj nie wytrzymałam! W końcu wyniosłam się od tamtej baby, która mnie tak irytowała. Teraz z tą panią, z którą mieszkam właściwie się mijamy, bo ona ma zupełnie inne godziny posiłków, niż ja. Ponad to też jest na innych zabiegach. Ale miejmy nadzieję, że będzie trochę chociaż lepiej. A tak poza tym co u mnie? Hmm... dzisiaj od samego rana boli mnie głowa, jak cholera. I kompletnie nie wiem, o co może chodzić... Miejmy nadzieję, że to tylko ciśnienie albo zmiany pogody, a nie, np. kolejny potworek się uruchamia. Wiem, jestem czarnowidzem, na szczęście moje proroctwa się zazwyczaj nie sprawdzają. Zaraz tylko muszę wziąć Ketonal i przejdzie, mam nadzieję. Dzisiaj od rana chodzę z różowymi włosami (żeby mi pod kolor paznokci pasowały!). A przed chwilą miałam borowinę i spotkałam pierwszego tutaj MŁODEGO rehabilitanta. Znaczy młodego... hmm... takiego na oko koło trzydziestki. To już nie takiej pierwszej młodości, ale jak tu się patrzy na takich panów, gdzie średnia wieku to 70+, to j

szpital [4]:

Ale masakra! To już kolejny dzień, kiedy siedzę w tym szpitalu. Nie wiem, czy będę miała jakąkolwiek rehabilitację tutaj, bo jak na razie mam 0,5 godziny dziennie siłowni.. I to wszystko. Ale w sobotę idę do jakiegoś rehabilitanta tutaj. Zobaczymy, czy powie mi coś ciekawego. I czy będzie chciał podjąć się mojej rehabilitacji. A jest cholernie drogi. Na prawdę bardzo drogi. Za godzinę jakiejś rehabilitacji bierze 250 zł. Nie pamiętam, ale z tego, co mi się wydaje, to nawet p. Marcin (w Polanicy) nie był taki drogi. Ale wszystko okaże się w sobotę. A na razie mam znowu dzień wolny. Masakra! M.

szpital [3]:

nic mi się dzisiaj nie chce. Kompletnie. Nawet nie chce mi się nigdzie iść, to siedzę w pokoju i oglądam jakieś pierdołowate kabarety. Wczoraj myślałam, że mnie szlag trafi. Znowu! Musiałam uzbroić się w masę cierpliwości, bo nie dość, że pani starsza, notorycznie nie wyłącza światła (bo zasypia), to jeszcze wczoraj zaczęła chrapać! No szlag! Nie chce mi się też z nikim gadać, więc siedzę właściwie sama, popijam colę (wiem, niezdrowo!) i tyle. Utknęłam w drugim rozdziale mojej pracy, nie wiem, co mam tam napisać. W sensie jak to ubrać ładnie w słowa. A teraz nie zostało mi nic innego, jak tylko zaraz położyć się do łóżka. Już chciałabym być w domu. I zacząć jazdę. Ewentualnie, po prostu, zmienić nawet tutaj pokój... No, ale przecież nie można mieć wszystkiego! M.

szpital [2]:

A więc: już pierwszy dzień za mną! Nie zginęłam śmiercią tragiczną, nie zabiłam nikogo (w myślach się przecież nie liczy!), ale za to już mam pierwsze, wielkie rany odniesione na polu bitwy, którym jest moje ciało. Otóż: dzisiaj (czy wczoraj? dni się zlewają w jedną, wielką, niekształtną masę!) zrobiłam sobie potężny odgniotek na stopie, a jeszcze dziś przed basenem (solankowym, [sic!]) mi się rozbabrał i nie wytrzymałam do końca, tylko popływałam jakieś 15, może 20 minut i musiałam wyjść, bo inaczej musieliby mnie wynosić, tak kurewsko już piekło, że bym pewnie zemdlała z bólu. A nie chciałam tego robić, bo nie ma tutaj żadnych, podkreślam: ŻADNYCH ani przystojnych, ani młodych terapeutów, a gdyby mnie cucił pan, który miał z nami pływanie, (łysy, po 60.) to bym się nabawiła kolejnej traumy na całe życie. Jutro, a raczej dopiero drugiego maja, bo przecież jutro nikt nie pracuje, muszę iść do swojego lekarza, żeby mi po 1) zmienił basen na np. wirówkę, a po 2) żeby przepisał mi jakie

i znów szpital:

Chyba Wam już pisałam, a jak nie, to teraz napiszę, otóż: przyjechałam właśnie dzisiaj do szpitala uzdrowiskowego... Ale szczerze mówiąc miałam nadzieję, że towarzystwo będzie troszkę młodsze. Cholera jasna! Ale to nic, dam radę! Wytrwam. Zabiegi będę miała dopiero od poniedziałku, więc cały weekend psu w dupę. Ale to dobrze dla mojej pracy, którą muszę napisać, ogarnąć i wysłać swojej promotorce na mejla, bo inaczej urwie mi łeb (albo coś innego!) A już i ja chciałabym mieć już tę pracę zatwierdzoną, ewentualnie nanosić jakieś niewielkie poprawki i już. Także już teraz się tym zajmę i już. Taki mam plan. A poza tym muszę jeszcze robić testy próbne na prawko. Już co prawda jeden wewnętrzny zdałam, ale jeszcze będzie jeden, a potem jeszcze państwowy, więc nie można się zbłaźnić. Nie dam tej satysfakcji tym kanaliom, które we mnie nie wierzą, na pewno! A teraz, zaraz będę szła spać. Jutro nic nie będę robić (oprócz pracy, kilku testów i spacerków), w niedzielę to samo... A w poniedzi

Wyjechałam!

Już jakiś czas temu, gdy zrobiło się tak mega ciepło, wyjechałam na rowerze. A wczoraj pokonałam taką najdłuższą drogę jak na razie w tym roku. Trochę jest ciężko, ale to nic. Dam radę. Dzisiaj do godziny drugiej byłam w szkole, potem u cioci i wujka na grillu (pierwszy w tym roku - już zaliczony!). A teraz jestem tak wypompowana z sił, że nie marzę już o niczym więcej, jak tylko o swoim łóżeczku. Ale jeszcze muszę poczekać, aż mi włosy wyschną, chociaż trochę. A tak poza tym za dwa tygodnie jadę do sanatorium. Jeszcze nigdy tam nie byłam, w ogóle to jest szpital uzdrowiskowy w Ciechocinku, więc zobaczymy. Pewnie, jak znam swoje życie, to dostanę pokój z osiemdziesięcioletnią babcią... Dlatego dobrze byłoby być tam wcześniej, ale jak to będzie - zobaczymy. No, a jeszcze muszę wybrać sobie drugie sanatorium, które "za sponsoruje mi" PFRON. Już dostałam od nich decyzję, że będzie kasa (nie cała, ale jakaś 1/4, może 1/3), tylko muszę złożyć im jeszcze  papierki i będę czekać. A
I znowu dopadła mnie wielka deprecha. Nie chce mi się ostatnio nic. Chociaż pogoda jest coraz lepsza, ja czuję się coraz gorzej. A co jest ciekawsze, im pogoda jest fajniejsza, tym ja coraz bardziej beznadziejnie się czuję. Nie wiem dlaczego tak jest. A jedyne, na co stać moich "przyjaciół" to jakieś chore "weź się w garść" i "znajdź sobie coś do roboty"... no takie rady sprawiają, że na pewno zaraz poczuję się sto razy lepiej. I nic mi nie będzie. Chce mi się beczeć! Tak po prostu. Nie mam ochoty nigdzie wychodzić, bo nawet nie mam z kim. M. jak zwykle nie ma czasu, a D. jak zwykle nie ma w mieście... Wszyscy mają mnie w dupie. Ale co tam, trzeba się cieszyć. Bo, kurwa, przyszła wiosna!!! M.
Chyba w końcu zacznę. Zacznę nagrywać na yt. Nie wiem jeszcze, jak będzie mi to szło. Nigdy nie występowałam przed ludźmi, zawsze wolałam raczej pisać, niż gadać. Nawet jak śpiewałam, to zawsze w chórze, nigdy solo. Ale to nic. Dam radę, nauczę się tego, a przynajmniej taką mam wielką nadzieję. A co tam będzie? Na pewno będę ja :D A tak na serio, to będę pokazywać trudności, z jakimi muszę się na co dzień zmagać. A także jasne strony mocy, z którymi spotykam się ze względu na swoją niesprawność (tych będzie znacznie mniej, ale to nic). Czyli blaski i cienie bycia niepełnosprawną w Polsce. Może nawet tak to nazwę? Na razie wiem, że jeśli chciałabym coś takiego robić, to musiałabym wymyślić taki ramowy scenariusz do pierwszych odcinków. A potem? Zobaczymy. Jeśli będę się w tym dobrze czuła, to kto wie, może to pociągnę? Na razie nic nie chcę zakładać. Jakbym chciała coś takiego robić, to prawie codziennie musiałabym dobrze wyglądać, być pomalowana, uśmiechnięta, szczęśliwa... Żału
Dopadł mnie znowu jakiś taki dół. Nie wiem dlaczego, ale znowu odechciało mi się żyć. Przytłacza mnie to wszystko. Zaraz święta, potem wyjazd. Zaraz po przyjeździe będę musiała bronić pracę. I myśleć co dalej robić ze swoim życiem. Nie chcę już dłużej siedzieć u rodziców na głowie, oni już ze mną swoje przeszli. Jeśli uda mi się obronić pracę w czerwcu, to chciałabym iść na studia albo do Lublina, albo do Warszawy. Ale raczej nie na KUL. Teraz przeżywam ogromny kryzys wiary. Zarówno w siebie, jak i wiary w Boga. Kiedyś chciałam wierzyć, że to, co mnie spotkało, było jakimś boskim planem; ale chyba nic z tego. Jestem nikim. I wszyscy o tym wiedzą. A jeśli nie uda mi się dostać miejsca na uczelni to chyba kompletnie się załamię. Chociaż wiem, że dla moich kochanych rodziców byłoby najwygodniej, gdybym ja się nigdzie nie wynosiła z domu, a jeśli już muszę, to najwyżej do Olsztyna, bo tam P. mógłby mieć nade mną kontrolę. A jeśli już nie do Olsztyna, to do Białegostoku, bo to w sumie nie
Dzisiaj byłam znowu cały dzień w OHP (robię ten kurs, kiedyś o nim pisałam). W międzyczasie zadzwoniłam do Konstancina i dowiedziałam się, że prowadzą tam rehabilitację neurologiczną, w pełni płatną. Turnusy są dwutygodniowe i, przede wszystkim, mają terapię (intensywną) ręki. W sensie dłoni. Chwytanie, puszczanie. Wybiorę się tam. Teraz będę musiała przeskanować/przefaksować im wszystkie moje papiery ze szpitali (a trochę tego jest) i oni będą wyznaczać mi termin. Z tym tylko, że ja bym nie chciała, żeby to było wcześniej, niż w wakacje, bo po 1. mam szkołę (ostatni semestr, licencjat, itd.), a po 2. mam ten projekt, który dobrze byłoby skończyć. Zrobić to pieprzone prawko i mieć to z bani. A potem... A potem mogę jechać na rehabilitację, choćby i do Honolulu :D Co jeszcze nowego u mnie? Hmm... zbliżają się święta. Wielkanoc. Wszystko budzi się do życia. Nawet, co jest bardzo dziwne, ostatnio i mnie nie łapie dół tak często. Może dlatego, że nie mam czasu? Żyję w wiecznym niedoczas

budzi się z nocy nowy dzień...

Wczoraj odebrałam mój komputer z serwisu. Jest naprawiony, działa, śmiga :) A teraz instaluję na nim simsy. Tak myślę, co ja będę robić w tym Ciechocinku? Wiem, że już będzie maj i pewnie będzie już ciepło (mam nadzieję), ale mimo wszystko... Jak będzie tak, jak w tamtym roku... Chociaż może nie. No, miejmy nadzieję, że już będzie ciepło. Ja, mimo że teraz siedzę w domu, to zamarzam. To może być też dlaczego, że niestety cały czas czuję się, jakbym miała gorączkę, no ale to nic. Przeżyję może jakoś. A teraz wybaczcie, ale idę dalej pisać. A potem będę grać :) Do napisania Paaa :)

LIST:

Dostałam list. List z NFZ'u o przyznaniu mi miejsca i terminu w szpitalu uzdrowiskowym na koniec kwietnia. Ale... po 1. znowu jest to Ciechocinek po 2. będzie to w sumie połowa semestru (czwarty i piąty zjazdy, z siedmiu) po 3. ale z drugiej strony: zobaczę, co się pozmieniało w Ciechocinku i może poznam w końcu kogoś, kto zawróci mi w głowie? Ooo tak, tak bardzo bym chciała poznać kogoś takiego, jak K.S. :) mimo tylu lat przecież on mi siedzi w głowie. Głupia byłam wtedy, że nie zrobiłam zdjęć. A przecież miałam aparat, bo dziewczyn zdjęcia mam. I Klaudii, i Aśki... cholera, a K.S. nie mam na zdjęciu... nie uchwyciłam go. W jedynce. Z drugiej strony - Rudego też nie mam. Ani Młodych Bliźniaków. Po prostu ja tam nie robiłam zdjęć facetom :) Ale to było dawno... OMG! I się znowu rozmarzyłam. Ale fajnie by było, gdybym spotkała K.S. w Ciechocinku. Chociaż on był gdzieś tam z południa Polski :( A poza tym był gdzieś w wieku mniej więcej mojej Cioci-Kloci (najmłodszej siostry
Nie wiem, co robić ze swoim życiem. Najchętniej bym zaszyła się w swoim pokoju, na bezpiecznym łóżku i nigdy z niego nie wychodziła. I nawet nie można tego nazwać, że chce mi się płakać, bo chyba nawet na to nie mam siły. Bo przecież ja MUSZĘ chować swoje prawdziwe emocje. Bo przecież nie wolno mi ich okazywać. Nie mam ochoty na nic. Ani siły, tak naprawdę. Tęsknię za normalnym życiem. Za życiem nieobarczonym wieczną walką. I wiecznymi wyrzutami sumienia. Chyba wzięłam sobie za dużo na głowę teraz. Muszę napisać pracę licencjacką, teraz jadę na ten pieprzony turnus, poza tym mam ten kurs, który nie wiadomo kiedy będzie. "Mam czekać na telefon"... Noż kurwa mać! Nie radzę sobie z tym wszystkim.  A jeszcze mój "kochany" braciszek (i w ogóle cała rodzinka!) ... Aaaaa! Mam dość. Chcę zasnąć i już się nie budzić. Nigdy! Jestem w tej chwili tylko takim workiem treningowym dla wszystkich. A jeszcze ostatnio (kilka miesięcy temu) dowiedziałam się, że przecież m

Minął kolejny rok mojego życia...:

w zdeformowanym ciele. Nienawidzę swojego ciała, a to, że jeszcze się w nim męczę, jest chyba zasługą silnych psychotropów, które biorę. Właśnie dwudziestego trzeciego stycznia dwa tysiące pierwszego roku stałam się niepełna. Tak, właśnie tak się czuję. Nie jestem pełna. Pełna byłam wtedy, w wieku lat sześciu, kiedy nic mi nie doskwierało, żyło się biedniej, ale byli tu na miejscu moi rodzice, Przemuś... Okej, gdyby nie ten ich wyjazd nigdy nie byłoby nas stać na wiele rzeczy. Nie mam o to do nich pretensji. Musieli wyjechać. Teraz jednak jest zupełnie inaczej. A gdyby nasze losy potoczyły się zupełnie inaczej? A gdyby to tata wtedy do mnie przyjechał, gdy leżałam w CZD? Wtedy nie miałabym o co czepiać się tego (wstawcie sobie określenie jakie chcecie). Być może teraz również moje życie nie wyglądałoby mocno kolorowo, ale przynajmniej bym się tak mocno tak ich nie czepiała. Zdaję sobie sprawę, że to wszystko mnie zabija. Ale właśnie dzisiaj, w siedemnastą rocznicę morderstwa na mnie

OMG:

No cześć. A ja dzisiaj jestem na cenzurowanym u Dziadków :) Chciałam przeprowadzić właśnie dzisiaj w nocy z nimi ten wywiad, ale chyba mi się to nie uda. A jutro sobie wymyśliłam, że pójdę (po rehabilitacji) do fryzjera. Jeszcze nie wiem gdzie, ale tak sobie wymyśliłam, że trochę ostrzygę włosy, bo mnie już wkurzają. to chyba tyle. Ta ręka mnie wkurza, boli i irytuje cały czas, a jutro już pewnie pojadę do domu. A we wtorek będzie mój dzień - moje 17 urodziny. To bardziej skomplikowane, niż się może wydawać. I znowu chciałabym pojechać do pana Krzysztofa. A dzisiaj, na facebook'u, w grupie, w której jestem widziałam jego nazwisko :) Ale nie, to nie był on, a jakiś po prostu zbieg okoliczności. W sumie, jego nazwisko jest chyba coraz bardziej popularne, nie wiem dlaczego. A może ja na nie po prostu zwracam bardziej uwagę? Cholera wie... M.

płacz ponoć przynosi ukojenie:

Obraz
Będę płakać! Rozładowuje mi się bateryjka w stymulatorze, cholera. A to oznacza tylko jedno: kolejny zabieg chirurgiczny, który mi się nie bardzo uśmiecha. Ostatnio zauważyłam (chociaż nie wiem, czy to jest w ogóle możliwe), że wszystkie elektroniczne rzeczy (i to co bym nie wzięła!) psują mi się w rękach. W piątek zaniosłam swój zegarek (który dostałam na święta, czyli miesiąc temu) już na gwarancję, do naprawy oczywiście. Ponad to teraz mój telefon jest jakiś głupi - wariuje. Albo nie chce mi się włączać, albo się wyłącza, albo (mimo, że ma jeszcze 18% baterii) się rozładowuje. Jakiś obłęd. I to tak luźno wiążę (choć to dopiero do mnie doszło) z tymi moimi kabelkami. Bo wcześniej coś takiego się nie działo. A od roku - non stop. I jak tu się nie wkurzyć? No jak? Dobra, idę spać. Ponarzekałam sobie trochę. Już mi lepiej. Jutro znowu do szkoły muszę iść, a potem do ciotki na imieniny. W końcu Agnieszki :) A dzisiaj mnie rozbawił (i zrobił cały dzień) mi jeden obrazek. Już Wam go

półtorej roku psu w dupę...:

Jestem WKURWIONA! Tak, i będę to nazywać po imieniu. Otóż półtorej roku temu zapisałam się na rehabilitację, dzisiaj w końcu, pierwszy raz tam poszłam. ale, ale, ale... nie mogło być tak świetnie. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że w Ełku panuje średniowiecze. Tak, moi drodzy! Takie metody leczenia usprawniającego panowały mniej więcej w latach dziewięćdziesiątych, ubiegłego wieku. Bo gdy ja byłam na oddziale neurochirurgii albo rehabilitacji neurologicznej w Centrum, a było to w roku 2001, już te metody były wcale nie młode. I jutro pójdę do tej lekarki, która mnie "badała" i "kierowała" na tę rehabilitację. I zapytam jej, czy to ma tak wyglądać, ta rehabilitacja, bo jeśli tak to ja podziękuję. I nie będę marnować kasy z NFZ'u, bo to nie ma sensu. Nie wierzę, że w XXI wieku, niemal że w trzeciej dekadzie, nie ma metod bardziej adekwatnych do schorzeń neurologicznych. Choćby te pieprzone neuromobilizacje, które robiła mi kiedyś pani Monia... A nie, pie

WOŚP:

Nie mogę zabrać się za pisanie pracy. I to nie dlatego, żebym zupełnie nie wiedziała, co mam pisać, ani jak pisać... bo wszystko w teorii niby wiem. Ale jakoś tak... Dzisiaj np. dzwoniła do mnie koleżanka ze studiów (ja co prawda nie słyszałam), ale potem też nie oddzwoniłam. Nie wiem o co mi chodzi. Jakoś tak czuję, że ta logistyka to nie jest to, co ja bym chciała robić w życiu. Czuję, że jedyną szansę, jaką miałam, już zaprzepaściłam wraz ze studiami w Lublinie. I dalej wraca do mnie ten Lublin. I te wszystkie cudowne chwile... Dziś był kolejny już finał Wielkiej Orkiestry. Ja grałam wraz z Panem Owsiakiem. Przekazałam mu za pośrednictwem przelewu bankowego kwotę, którą mój bank podwoił. Wiem, że nie były to mega wielkie pieniądze, wiem jednak, że i takie ratują życie. Nie wiem dlaczego, ale dziś właśnie, jak pokazywali w TVNie co fundacja kupiła do CZD to tak mnie rozbolała głowa w jednej sekundzie, że łzy mi zaczęły lecieć ciurkiem, a ja myślałam, że mam kolejny wylew. Ale na

boli...:

Boli mnie nadajnik, który mam założony troszkę powyżej piersi. W sensie nie wiem, czy to on konkretnie, czy może tylko mięśnie (czy to co to jest!). W każdym razie nie mogę nawet iść z tym do żadnego lekarza, bo oczywiście nie dostałam jeszcze tego pierdolonego paszportu od mojej lekarki z Lublina. Fuck! I nie wiem, co mam robić. Chce mi się płakać przez to wszystko. Oczywiście żadne z moich ani rodziców, ani nikt inny z rodziny mi nie pomoże, bo i po co? Wiem, nie powinnam, ale nie potrafię czuć się w jakikolwiek inny sposób. Sorry!  A teraz wiem, że powinnam pójść na dół, do rodziców oglądać jakiś bezsensowny film... Chociaż tak mi się chce... że aż ja pierdziele... M.