Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2019
Chyba nie ma sensu już tu pisać. Chciałabym nauczyć się żyć z tym, co jest popieprzone w moim życiu. Na razie mam dwa miesiące i znowu będę musiała zawitać w Lublinie. Tym razem na badaniach diagnostycznych. Mam wrażenie, że coś tam siedzi w tej mojej głowie, bo to niemożliwe, żeby mnie tak bolała bez przyczyny. Ponad to doszłam do wniosku, że MUSZĘ przemeblować swoje życie. Wywalić to, co zbędne i tylko mnie krzywdzi. Przede wszystkim muszę wywalić z pamięci tego... pana! To, co było, to przeszłość. A ja już nie chcę żyć przeszłością. Wiem, że nigdy od niej nie ucieknę. Wiecznie będę żyła ze świadomością, że on nie zrobił wszystkiego... ja byłam sprawna! A to, że w tej chwili nie jestem to ich wina! I nikt nie wmówi mi, że jest inaczej. Bo ilekroć pytałam neurochirurgów (profesorów), którzy znali się na rzeczy, wszyscy mi odpowiadali, że jest ogromne prawdopodobieństwo, że to oni popełnili błąd. Ale już w dupie i z tym. Ciekawa jeszcze jestem, czy między NIMI była nić przyjaźni
Właśnie zabukowałam sobie bilet na ciapąg do Lublina. Już nie ma wyboru, opłacone - jadę. Tylko myślę, na ile zabukować sobie akademik w Lublinie - na jedną noc - z 7 na 8, czy na dwie noce, żeby zostać tam do 9. W sumie mogłabym pojechać do Wawy już ósmego, tzn., że miałabym tam całą dobę do wizyty. Ale z drugiej strony - mogłabym tam właśnie iść jeszcze na jakieś zakupy, chociaż małe. Uwielbiam zakupy, a poza tym nie mam co na dupę włożyć, tak ostatnio schudłam, że wszystkie spodnie (i kiecki też) zrobiły się nagle za wielkie. Także chyba tak właśnie zrobię, że pojadę do Wawy już ósmego, tam przenocuję gdzieś... (jeszcze nie mam pojęcia) i dopiero pójdę na wizytę. A w międzyczasie pójdę na zakupy... A nuż znajdę jakieś gatki dla siebie :) A teraz jadę do "domu do góry nogami". Chyba raczej fundamentami, ale nie będę się kłócić :) trzymajcie kciuki, żebym się nie porzygała :) M.