ja i pan Parkinson:

Jeśli najnowsza diagnoza jest tą trafioną, to już wiem dlaczego mam takie fazy, jeśli chodzi o depresję. I w życiu się z niej nie wyleczę, dopóki nie wyleczę choroby zasadniczej, jaką jest Parkinson, bo tak naprawdę w chorobie Parkinsona oprócz tego, że się człowiek trzęsie (u mnie to jest pourazowe) to jeszcze dochodzi fakt, że jest blokowane wydzielanie dopaminy do krwi, która z kolei jest bardzo ważnym neuroprzekaźnikiem odpowiedzialnym za energię, motywację i ogólne samopoczucie pacjenta. Więc jeśli nie wyleczę Parkinsona (swoją drogą będę musiała znowu pójść do psychiatry po jakieś prochy, bo sama sobie z tym raczej nie poradzę) to nie ma nawet szans na poprawę samopoczucia. I coraz częściej myślę o ...
Z resztą nie ważne.
Potrzebuję pogadać z kimś, kto byłby w stanie mnie wysłuchać i poradzić coś mądrego. Coraz bardziej dojrzewam chyba do myśli, że muszę o tym pogadać z jakimś księdzem albo zakonnikiem. Bo już chyba nawet psychiatra nie pomoże. Może ewentualnie psycholog, ale dobry. A w Ełku takiego raczej brak.
A wiecie co mnie najbardziej chyba denerwuje w tym wszystkim? To, że ani mój brat, ani rodzice (chociaż mama przechodziła takie samo piekło) nie zdają sobie sprawy, że depresja jest chorobą śmiertelną. A potem będzie przecież lament, że "dlaczego my nic nie zrobiliśmy"? Ja od dość dawna mówię, że się duszę w tym jebanym Ełku. Ale oni nic nie robią, bo tak jest im wygodnie. No, ale przecież najważnejsze jest to, żeby wszystko było cudownie, choćby dla picu...
Mam już dość.
Po prostu mam dość.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga