Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2018

ja i pan Parkinson:

Jeśli najnowsza diagnoza jest tą trafioną, to już wiem dlaczego mam takie fazy, jeśli chodzi o depresję. I w życiu się z niej nie wyleczę, dopóki nie wyleczę choroby zasadniczej, jaką jest Parkinson, bo tak naprawdę w chorobie Parkinsona oprócz tego, że się człowiek trzęsie (u mnie to jest pourazowe) to jeszcze dochodzi fakt, że jest blokowane wydzielanie dopaminy do krwi, która z kolei jest bardzo ważnym neuroprzekaźnikiem odpowiedzialnym za energię, motywację i ogólne samopoczucie pacjenta. Więc jeśli nie wyleczę Parkinsona (swoją drogą będę musiała znowu pójść do psychiatry po jakieś prochy, bo sama sobie z tym raczej nie poradzę) to nie ma nawet szans na poprawę samopoczucia. I coraz częściej myślę o ... Z resztą nie ważne. Potrzebuję pogadać z kimś, kto byłby w stanie mnie wysłuchać i poradzić coś mądrego. Coraz bardziej dojrzewam chyba do myśli, że muszę o tym pogadać z jakimś księdzem albo zakonnikiem. Bo już chyba nawet psychiatra nie pomoże. Może ewentualnie psycholog, ale d

post z wczoraj, przepraszam...

No i raczej nic nie wyjdzie z tej mojej operacji między świętami. Wczoraj dzwoniłam na oddział i babka mi powiedziała, że nic z tego. Że między świętami nie robią przyjęć... Trochę się wkurzyłam, bo już ta moja prawa ręka doprowadza mnie do szewskiej pasji! No, ale cóż, przecież nie jestem umierająca, prawda? A wczoraj tak źle się czułam, że myślałam, iż zejdę. W ogóle trzy razy w ciągu dnia leciała mi krew z nosa. W sumie lepiej, jak się skatalizuje na zewnątrz, niż miałaby we łbie się rozlać, chyba... Chociaż i tak w sumie nawet jakby coś się tam działo, to nie byliby w stanie tego stwierdzić, bo przecież mam bateryjkę, dzięki której nie mogę być badana rezonansem... A teraz będę się ogarniać. Już choinka w domu, jeszcze trzeba ją ubrać. Szkoda, że nie mam nikogo, przy kim mogłabym spędzić te święta. I znowu będę miała przechlapanego Sylwestra... I kolejny rok psu w dupę... Robię się coraz starsza, chyba pójdę do zakonu. Bo raczej nie widzę dla siebie innej drogi... Mam dość teg

...

Dopiero teraz mogę Wam napisać cokolwiek. Ostatnio bardzo źle się czułam, prawda? Ale chyba nawet już znam przyczynę. To znaczy nie mam jeszcze namacalnych dowodów w postaci zdjęć mojego mózgu, ale już znam przynajmniej powód drżenia mojej prawej ręki. Jeszcze w tym miesiącu (między świętami, a Nowym Rokiem, obiecała mi tak Najlepsza Pani Doktor!) będę miała kolejną operację neurochirurgiczną. Neurochirurdzy będą mi wstawiać nowe urządzenie do piersi. Ale jakieś inne, teraz mam Medtronic, a teraz będę miała jakieś inne... Pani Doktor mówiła mi, że teraz wstawią mi jakieś inne, ale zabijcie mnie, nie pamiętam jego nazwy. Trochę się cykam. Bo to jednak będzie moja piąta operacja. Narkoza? Może z piętnasta... I tak dalej, i tak dalej... Ale chyba w tym wszystkim, najbardziej nie lubię cewnikowania ... Z drugiej strony, budzisz się po takiej operacji, nie można ci nic pić ani jeść (chociaż akurat jeść się nie chce) i ciąga tobą jak psem po obierkach. I będę musiała też powiedzieć tera

Jeszcze bardziej kopie...

Jest coraz gorzej. Coraz bardziej boli mnie głowa, ale przecież to nic. Łeb może mnie napieprzać. Ewentualnie przecież mogę zawsze wziąć piguły przeciwbólowe. Tylko, że ja już nie mogę. Ale to nie jest taki ostry ból z którym poradziłyby sobie tabletki, ani nawet tak tępy, jak pan Kibard :) nie no, taki śmieszek się we mnie włączył, sorry :P A przez to, że mnie tak boli, nie mogę się wziąć za nic konstruktywnego. Co więcej, chyba ta depresja też bierze się stąd, że napieprza mnie ten łeb. Już sama nie wiem... Wuj wie... Teraz przespałabym całe życie. Gdybym się jutro nie obudziła, to byłoby spełnienie moich marzeń.. Ciao... M.
Mam doła! To jeszcze nie jest jeszcze typowa depresja, ale już czuję, że coś się zaczyna. Mówiłam kiedyś tutaj, że nienawidzę z całego serca tej wiochy zabitej dechami, w której mieszkam? Jakoś niedawno minęło dziesięć lat odkąd tu mieszkamy. Na początku wszystko było fajnie. Przyjemnie i sympatycznie. Nawet teraz od połowy marca do października jest znośnie, ale gdy nastają takie dni jak dzisiaj albo jak ostatnio, to szlag mnie trafia i kurwica strzela. Dlaczego? Bo, tak naprawdę, jestem tu uwięziona na tej wiosce! A żeby było jeszcze bardziej dołująco, to nie mam nawet do kogo mordy otworzyć! Nawet do nikogo zadzwonić nie mogę. Z resztą o tej porze to już tylko chyba, gdybym była pijana to by przeszło :) I boli mnie znowu ręka. Już naprawdę nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. To wszystko mnie wkurza. I jestem bezsilna. Mam wrażenie, że cofnęłam się z tą ręką. W sensie nawet to, co miałam przy ostatnim pobycie w Ameryce było duuużo lepszym wynikiem od tego, co jest teraz?