Posty

Wyświetlanie postów z 2019
To będzie jeden z ostatnich postów na tym blogu. Ostatnio były moje urodziny. Skończyłam 25 lat. Czy to dużo? Chyba nie. Jednak ja czuję się staro. Przed urodzinami jednak byłam w szpitalu, w Lublinie. Lekarze, dokładnie neurochirurdzy, zrobili mi badania, dokładnie rezonans magnetyczny. I mnie zmroziło! Niestety nie ma dobrych wiadomości. Oprócz tego, że w moim mózgu pojawił się nowy naczyniak (jakże to cuuudownie), kur... to jeszcze moja Ulubiona Pani Doktor powiedziała mi, że oprócz niego jest jeszcze jedna niespodzianka w moim mózgu. Prawdopodobnie jest to brodawczak, ale ona nie ma żadnej pewności. Na razie jest to niewielkie, ale już mnie wkurwia niemiłosiernie. Ale przynajmniej wiem od czego były (i są) te bóle głowy. A teraz mam jakąś taką schizę. Cały zeszły tydzień miałam wyhaftowany (i to dosłownie). I tylko macałam się po tym moim biednym łbie. Bo oczywiście już wyczytałam w internetach, że takie są pierwsze objawy podwyższonego ciśnienia środczaszkowego. A jeśli ten
Chyba nie ma sensu już tu pisać. Chciałabym nauczyć się żyć z tym, co jest popieprzone w moim życiu. Na razie mam dwa miesiące i znowu będę musiała zawitać w Lublinie. Tym razem na badaniach diagnostycznych. Mam wrażenie, że coś tam siedzi w tej mojej głowie, bo to niemożliwe, żeby mnie tak bolała bez przyczyny. Ponad to doszłam do wniosku, że MUSZĘ przemeblować swoje życie. Wywalić to, co zbędne i tylko mnie krzywdzi. Przede wszystkim muszę wywalić z pamięci tego... pana! To, co było, to przeszłość. A ja już nie chcę żyć przeszłością. Wiem, że nigdy od niej nie ucieknę. Wiecznie będę żyła ze świadomością, że on nie zrobił wszystkiego... ja byłam sprawna! A to, że w tej chwili nie jestem to ich wina! I nikt nie wmówi mi, że jest inaczej. Bo ilekroć pytałam neurochirurgów (profesorów), którzy znali się na rzeczy, wszyscy mi odpowiadali, że jest ogromne prawdopodobieństwo, że to oni popełnili błąd. Ale już w dupie i z tym. Ciekawa jeszcze jestem, czy między NIMI była nić przyjaźni
Właśnie zabukowałam sobie bilet na ciapąg do Lublina. Już nie ma wyboru, opłacone - jadę. Tylko myślę, na ile zabukować sobie akademik w Lublinie - na jedną noc - z 7 na 8, czy na dwie noce, żeby zostać tam do 9. W sumie mogłabym pojechać do Wawy już ósmego, tzn., że miałabym tam całą dobę do wizyty. Ale z drugiej strony - mogłabym tam właśnie iść jeszcze na jakieś zakupy, chociaż małe. Uwielbiam zakupy, a poza tym nie mam co na dupę włożyć, tak ostatnio schudłam, że wszystkie spodnie (i kiecki też) zrobiły się nagle za wielkie. Także chyba tak właśnie zrobię, że pojadę do Wawy już ósmego, tam przenocuję gdzieś... (jeszcze nie mam pojęcia) i dopiero pójdę na wizytę. A w międzyczasie pójdę na zakupy... A nuż znajdę jakieś gatki dla siebie :) A teraz jadę do "domu do góry nogami". Chyba raczej fundamentami, ale nie będę się kłócić :) trzymajcie kciuki, żebym się nie porzygała :) M.

co się odwlecze, to...

...podaj buty! Nie oddałam w końcu tej pracy. Muszę ją jeszcze poprawić. Ale, nie to jest w tym momencie najważniejsze. Za 3 tygodnie znowu idę na tydzień urlopu. Oczywiście nie jest to tak, żebym nigdzie nie wyjeżdżała. Tym razem jadę do Lublina. Do mojej pani doktor. Musze jej zapytać, czy to normalne, że jak się ładuję, to aż mnie trzęsie to napięcie..  A przy okazji, jak już będę w Lubku, to "przypadkiem" zajadę do Warszawki. I tym razem chyba naprawdę zajadę do Niego. Tylko, że tym razem odpowiednio się przygotuję. Będę miała ostatni rezonans (co prawda robiony jakieś pięć lat temu, ale to nie moja wina, że mam teraz stymulator i nie mogę nawet się zbliżać do takich maszyn). Ponad to już przecież wiem, co mi jest - Parkinson, a to, że u tak młodych osób niespotykany - to już nie moja wina :) Więc zapytam go prosto z mostu - czy da się na to jeszcze coś poradzić? Czy muszę sobie wygodne łóżko kupić, bo będzie już tylko gorzej... Ja w ogóle jestem pierdolnięta - mam
No, i nie jadę. Znaczy jadę. Na Kretę. W sensie lecę. Z Gdańska. W środę wieczorkiem wylatujemy. Wzięłam sobie urlop. Cały tydzień laby będę miała. Dzisiaj trochę posprzątałam w domu, jutro muszę iść na uczelnię. Mam nadzieję, że w końcu mi promotorka przepuści tę moją zasraną pracę! Bo ja już nie mam siły na to wszystko. Po prostu, zwyczajnie, nie mam siły. Właśnie do mnie przyszedł mejl o procedurze dyplomowania. Muszę wypełnić masę dokumentów, oddać wszystko i nauczyć się na obronę. A na razie jutro oddam tę cholerną pracę - nie mogę dogadać się ze swoją promotorką. Mam nadzieję, że ona to zaakceptuje, dawałam to swojemu bratu do sprawdzenia, on stwierdził, że jest ok jeszcze przed jej sprawdzaniem ostatnio. Chciałabym to mieć już za sobą. Bo znowu we wrześniu jadę - tym razem na Ukrainę, do filii firmy, w której pracuję. I nie wiem. Nijak mi się nie składa z tą szkołą. Mam dość tego wszystkiego! Ale muszę to w końcu zakończyć. Nie mam wyjścia. Po prostu muszę. M.

no cóż... ja nigdy normalna nie byłam... bo bym chyba zwariowała

Wiecie co? Jestem chyba masochistką z zachowaniami psychopatycznymi! Postawiłam sobie taką dzisiaj diagnozę! Za tydzień zaczynają się wakacje, moi rodzice wraz z Zuzanną wyjeżdżają do Grecji, a ja zostaję w domu. Ale... zawsze pojawia się "ale". Mam zamiar wyjechać w piątek, na kilka godzin, do Warszawy. Wyjechałabym o dziesiątej, wróciła koło północy. Ale żeby nie było, że jadę tam tylko na wycieczkę! Co to, to nie! Bo mam zamiar pojechać tam do pana doktora. Znaczy się do pana neurochirurga. Nie wiem, jaki to może przynieść skutek. Nie wiem nawet, czy przyniesie jakikolwiek... Ale jeśli nie zrobię tego teraz - jak rodzice razem z Zuzą będą w Grecji, nie zrobię tego już nigdy! Chyba i tak za długo czekałam na to, aby skonfrontować się ze swoimi lękami. Z tym wszystkim, co mnie dręczy. A teraz znowu mam koszmary (od soboty), kiedy to byłam z mamą w teatrze w Białymstoku. Ale ja już wiem dlaczego! Dlatego, że była z nami kobieta, która na samym początku mojej &quo
Jeździ mi się moim Romkiem coraz lepiej. Dzisiaj nawet strasznie bolała mnie głowa, moi rodzice byli po lampce wina (sama im nalałam), a ja musiałam sama jechać do apteki po jakieś prochy przeciwbólowe. Dalej mnie ta głowa jeszcze ćmi, ale wcześniej to mi się chciało aż wymiotować z tego bólu. A w czwartek idę do fryzjera. Nie wiem jeszcze co będę robiła, ale na pewno będę farbować. A teraz już chyba muszę iść spać, bo zaraz chyba umrę... M.

Romek:

I nazwałam swoje autko Romeo . Pieszczotliwie: Romek, Romuś :) Dzisiaj nim jeździłam z panem instruktorem :) I naprawdę jeździło mi się zajebiście. A zaraz jadę z mamą i siostrą do miasta. Teraz natomiast piszę na forum (na grupie facebookowej) z moją kochaną grupą świrów. Nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła normalnie i bez stresu wsiąść do mojego Romcia i pojechać. Ale tak, żeby się niczym nie stresować. M.

Autko:

Cześć Kochani, mam już swój własny, piękny i cudowny samochodzik. Oczywiście jeszcze nie mogę nim jeździć, bo... no właśnie i tu się zaczęły schody. Otóż: Wyjechałam w sobotę z tatą, żeby się przejechać, za miasto. Ale wtedy pojawił się pierwszy problem, tzn. była sparciała uszczelka/jakaś gumka, która jest przy baku paliwa i mój tata musi ją naprawić. Ale spoko, teraz już zamówił tą "gumkę" i ma być jutro po południu. Więc może w środę będę już śmigać :) Fajnie by było. Tyle się naczekałam na to autko... A teraz wybieram "imię" dla niego. I stanęło na "Guciu" - Gustawie :) Albo Stefan, jeszcze tak myślę... Ale raczej Gucio. Będzie tak bardziej pieszczotliwie :) A przed chwilą zagotował mi się kominek. I próbowałam go ogarnąć. Odkręcałam gorącą wodę, otwierałam okna.. I na chwilę zgasił się alarm. Zobaczymy na jak długo. A teraz nie ma moich rodziców, tylko siedzę z Młodą, także musiałam to ogarnąć sama. Ale dałam radę! I jestem z siebie dumna!

Dzień dobry, cześć i czołem:

Właśnie dzisiaj moi rodzice pojechali do Warszawy. Ja zostałam z młodszą siostrą i naszą 6 letnią kuzynką. A rodzice pojechali tam dla mnie. Wzięli mój dowód osobisty. I kupili mi autko :) Piękne jest! Naprawdę. To Hyundai i20. Trochę większy, niż planowałam sobie kupić (bo planowałam coś do litra pojemności), ale to nic. Ten ma jedynie 1200 cm3, więc też nie jest jakiś kolos. A już ładne prędkości potrafi rozwinąć :) No, ja na razie będę się uczyła (jeździć) :) Mam nadzieję, że uda mi się opanować jazdę w miarę szybko. Chciałabym w wakacje wybrać się w kilka miejsc. Ja teraz będę idealnym kierowcą. Jestem abstynentką - trochę z przymusu, ale z drugiej strony, chyba dobrze mi z tym. A i teraz będę mogła za każdym razem rozwozić po imprezach :) A poza tym coraz bardziej smakują mi drinki virgin. Mojito jest zajefajne, naprawdę! M.
Być może już w tym tygodniu będę miała swój własny, cudowny samochodzik.  Takie małe cóś, a tak cieszy.  Dzisiaj znalazłam na otomoto taki fajniutkie, malutkie autko. Idealne dla mnie. Jutro mój brat będzie gadał z właścicielem tego auta (jest ono w Warszawie). I, być może, pojadą chłopaki po nie.  Ale żeby nie było tak różowo od razu, to jeśli dobrze pójdzie, to od razu odstawią je do warsztatu, bo mi panowie muszą zmienić pedały.. W sensie gaz przenieść na lewą stronę.  Co prawda ten samochód jest troszkę droższy, niż przypuszczałam, że będzie, ale dobrze, że się taki znalazł.  Jeśli też będzie wszystko w nim grało, to będę meeega szczęśliwa.  Trzymajcie kciuki.  M. 
Już od wczoraj czuję się, jakby mi ktoś rękę podmienił. Nie wiem, o co chodzi, ale po 1) nie boli mnie, a po 2) jest LUŹNA!!! Mam wrażenie, że to dzięki cudownym tabletkom, które biorę od jakiegoś czasu. Chyba w końcu doszli, co mi jest! UHU! Chociaż to nie jest wcale pocieszające, bo jeśli to jest rzeczywiście choroba Parkinsona, to będzie tylko gorzej. Ale na razie nie ma co się przejmować. Na razie jest dobrze - przynajmniej dzisiaj. Wczoraj dostałam informację, że moja koleżanka, którą poznałam w Szczyrku, w poniedziałek znów idzie na chemioterapię. Dlaczego to jest tak niesprawiedliwe?! Młodzi, fajni ludzie nie powinni chorować! Po prostu nie powinni! A ja ostatnio jestem tak wykończona, jak wracam z pracy. Normalnie nie mam na nic siły. A jeszcze bardziej chyba wkurza mnie to, że strasznie boli mnie prawa stopa. Nie mogę chodzić. A już po schodach to w ogóle tragedia. Dobra, kończę. Paaa:)
To wszystko jest bez sensu. Ręka mnie tak cholernie boli, że żal mówić. No, ale przecież nikt w tym problemu nie widzi, bo przecież "już się aż tak nie spina, poza tym przesadzasz. Ty chcesz wyjeżdżać na rehabilitację?, to ci przecież i tak w ogóle nie pomoże". To, że nie leżę i jakoś chodzę to jest szczyt. Mój zasrany Mount Everest. Już wyżej nie mogę się wspiąć. Bo przecież i tak nic mi już nie pomoże. Chciałabym dostać chociaż zasraną nadzieję! Tylko tyle! Coraz częściej myślę o drezotomii. Zwłaszcza, gdy mnie tak ta ręka napiernicza. Bo to nie jest normalny ból. Ja naprawdę zniosłam wiele bólu, ale to co się ostatnio dzieje, to jest jakiś koszmar! Może gdyby ta ręka była luźniejsza byłoby mi łatwiej. Wiem, musiałabym uczyć się wielu rzeczy od początku, ale to nie ma w tej chwili żadnego znaczenia. Chcę tylko, żeby przestało boleć! Ostatnio bardzo często żałuję, że mieszkam na takim zadupiu! W ogóle, że oni (pan profesorek, pan nie-doktorek, czy ktoś tam inny) zde

Byłam u neurochirurga...

i do tej pory nie mogę wyjść z osłupienia. Cały czas nie dochodzi do mnie, co on mi powiedział. Stwierdził bowiem, że już nie ma ŻADNEJ nadziei dla mnie. Już nigdy nie będzie lepiej, a przynajmniej on nic nie może zrobić. Jestem załamana. Mam ochotę wyć, krzyczeć i zwyzywać od najgorszych tamtych idiotów, dzięki którym to się stało. Gdybym dzisiaj mogła zajechać do nie-doktorka to bym go chyba tam rozszarpała! Gołymi rękami. A raczej jedną ręką, bo przecież drugą mi spierdolił, prawda?! Mam dość takiego życia. Naprawdę mam dość!!!

neurolog, neurochirurg, Warszawa?

Byłam dzisiaj u neurologa. Zmienił mi on leki na padaczkę, ale również dał mi namiary na pana profesora neurochirurga, który specjalizuje się w dystoniach, Parkinsonie, a także najróżniejszych stymulatorach. Kształcił się co prawda w Polsce, ale bardzo wcześnie wyjechał do Toronto na staż, bardzo wcześnie zrobił również profesurę, bo w tej chwili jest przed pięćdziesiątką, a już profesora ma od kilku ładnych lat. Zobaczymy, co z tego będzie. Załapałam się do Niego bardzo, mega wcześnie, bo w przyszły poniedziałek o tej porze będę wiedziała już, co robić. Tak, na pierwszego kwietnia, Prima Aprilis. Dopiero teraz mnie olśniło, że ja przecież nie mam (i nie będę miała!) żadnych, świeżych badań obrazowych. Bo tomografia nic nie pokaże, a rezonans by mnie wessał ze stymulatorem :) a przy okazji pokiereszował i przysmażył. No, i w poniedziałek będę miała wycieczkę. Do Centrum Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie. Powiem Wam potem, jak było. Trochę się cykam, ale czym był

pieprzona spastyczność? dystonia? czy 'tylko' Parkinson?

Dzień dobry wszystkim z pięknego Ełku. Mnie niestety połamało. Od wtorku jestem w domu, nic mi nie pomaga. We wtorek byłam na pogotowiu, tam lekarz dał mi jakieś prochy rozluźniające i kazał następnego dnia skontaktować się z lekarzem prowadzącym. Taką diagnozę to ja sama po osiemnastu latach potrafię sobie postawić :) bez studiów medycznych. Od kilku dni przyjmuję również zastrzyki, na szczęście mamy znajomego lekarza, więc przyjeżdża do nas do domu. Ja nie byłabym w stanie nigdzie pójść. Ale powiem Wam, że ta moja ręka, bo to głównie ona się tak spina, bardzo mnie irytuje. Samo napięcie nie byłoby może takie najgorsze, gdyby nie ten pieprzony ból, który jest już baaaardzo irytujący, żeby nie powiedzieć bardziej dosadnie. W tym wszystkim dobre jest przynajmniej to, że jest ładna pogoda. Zaraz pewnie będą mnie wyciągać na podwórko, bo dzisiaj moja rodzinka organizuje ognisko. Nie jestem za bardzo nastawiona imprezowo, ale będą urodziny mojej siostry, więc... Nie wiem co jeszcze mo

chyba nie:

Dzisiaj cały czas nie miałam na nic siły. Po prostu cały dzień bym przespała - gdybym tylko mogła. Ale takiej możliwości nie miałam. Musiałam obudzić się już około 11, a już o czternastej musiałam się ogarnąć. Potem ogarnęłam swój pokój, pokój Małej. Rodziców też. A teraz mnie niemiłosiernie boli głowa - w sensie mam ogromną migrenę. I chce mi się cały czas płakać. Chyba naprawdę muszę iść do psychiatry po jakieś prochy. Może by mi pomogły tylko jakieś z małą dawką dopaminy. Nie wiem. Może Seronil by mi pomógł? Zobaczymy. A na razie chyba zaraz znowu pójdę spać. Jeszcze tylko muszę wziąć swoje proszki, może iść pod prysznic. I spać! Tylko tego chcę. M.

Pitu - pitu:

Dziś mieliśmy w robocie Światowy/Międzynarodowy/Ogólnopolski/JakiśTam Dzień Kebaba :) Jedna z dziewczyn robiła zrzutkę, a potem sam szef pojechał po kebsy :) Ogólnie dzisiaj wpisywałyśmy PITy w książkę korespondencyjną. Około dwunastej, jak A. pojechała na pocztę, to ponoć kobiety na poczcie się za głowę złapały i stwierdziły, że już jej nie lubią :) bo było ich 216. No, jeszcze pięć razy tyle i już będzie wszystko :) A teraz muszę iść odpocząć, bo strasznie mnie boli ręka. M.
Dziś jest jeden z tych dni, które lepiej byłoby, gdyby się nie wydarzyły. Boli mnie wszystko. Ręka i noga tak mi się spinają, że to jakiś dramat. Poza tym bolą mnie stawy (ale to już od kilku dni, więc luz). Najgorsze są jednak chyba te natrętne myśli. Mam ochotę zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Nawet wziąć jakieś prochy, byleby już przestało mnie tak boleć. I mam ochotę napisać list. Pożegnalny... Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest to normalne, ale to jest silniejsze ode mnie. Nie mam siły na to wszystko! M.

chciałabym podziękować:

Obraz
Właśnie doszłam do wniosku, że jeśli jeszcze raz będą mnie cięli na Jaczewskiego kiedykolwiek, to może w końcu przełamię się z nieśmiałości i zapytam, czego słuchają rozcinając ludzkie mózgi? Bardzo mnie to ciekawi. Niby taki drobiazg, a jednak fajnie by było wiedzieć, czego słuchają neurochirurdzy, gdy ja jestem nieprzytomna i nieświadoma :) Teraz, gdy w poniedziałek miałam tę operację, dopiero gdy się przyrzuciłam z drugiego na trzecie łóżko (to operacyjne) coś włączyła pielęgniarka. Było ich tam mnóstwo, więc nie do końca wiem która, jednak chyba to była jedna z tych stojących dalej ode mnie. Poza tym wszystko tam działo się już tak szybko. Jakbym była w innym świecie, a przecież nie brałam prochów. Nawet anestezjolog odnotowała w swoich notatkach, że "odmówiłam przyjęcia Jaśka" - to są jej słowa. Chciałam być świadoma do końca - i byłam. Czy jestem nienormalna? Może troszeczkę. Ale wiecie, teraz najlepsze jest to, że w sumie aż tak mnie nie bolą te szwy, jak bolały j

przeżyłam

Jestem już po. Wczoraj lekarze zrobili mi zabieg. Rozcięli mi pięciocentymetrowy otwór (przed chwilą mierzyłam!) i zaszyli. W tej chwili cholernie mnie boli. I ciągnie. Ale jutro poproszę przyjaciółkę, to przywiezie mi ketonal active. Teraz nie wiem od czego, ale boli mnie chyba całe ciało. W sensie zarówno to rozcięcie, jak i mięśnie brzucha (ale od czego?, nie wiem). Bardzo się cieszę, że jestem już w domu :) A zaraz przyjedzie do mnie ciocia :) a jutro przyjaciółka. a za miesiąc (no, może dwa) ja pojadę do Warszawy, oczywiście przy okazji wizyty w Lublinie z tym ustrojstwem :) żeby nie było chcę tam jechać wyłącznie do Pana Mojego Ulubionego Rehabilitanta od Terapii Zajęciowej :) Uwielbiam Pana :D Już chyba ze mną nie jest tak źle, skoro mogę mówić i pisać o takich głupotach..  A poza tym jeszcze dzisiaj, jak jechałam, to jechał ze mną taki przystojny Pan Ratownik. Hmmm... Normalnie ja nie wiem skąd oni ich biorą? Mega! Dobra, już więcej nie truję :) Kocham Was :) M/.

już niedługo:

W końcu napisała do mnie Moja Ulubiona Pani Doktor! I jestem bardzo szczęśliwa, chociaż to ja musiałam jej się przypomnieć - jak zwykle. Ale już jest progres. Napisała mi, że ponoć to urządzenie jest już chyba u nich (czy ogólnie w Polsce, nie wiem skąd oni to zamawiali?). W każdym razie mam w poniedziałek zadzwonić i umówić się do nich, może w poniedziałek będzie znała termin mojego przyjęcia do szpitala. Bo dzisiaj nie było już tej sekretarki medycznej. Dobra, poczekam do poniedziałku. Bo naprawdę te ruchy parkinsoniczne mnie wykończą. I raczej wcześniej niż później, niestety. M.

A ja nie wiem o co chodzi...

Kompletnie nie wiem o co chodzi, ale to się już robi nudne! Otóż (muszę wymyślić jak inaczej zaczynać zdania, wybaczcie!): dzisiaj, tak jak w grudniu (dokładnej daty nie podam, bo w tej chwili nie pamiętam), miałam deja vu. Co się stało? Wczoraj wieczorem zauważyłam, że znowu rozlała mi się żyłka w oku (znowu w prawym), a dzisiaj przy śniadaniu poczułam, że "coś" mi z nosa chyba cieknie (ot, takie nic) i chciałam to wytrzeć. Okazało się, że to znowu krew! Ja już, kuźwa, nie wiem o co chodzi... Czy to od ogrzewania? Czy to od mrozu? Chociaż wczoraj przecież nie wychodziłam na podwórko? Już szybciej by mnie coś takiego złapało w środę czy w czwartek, ale dzisiaj? Kompletnie nie wiem dlaczego? Już po prostu mam dość tego wszystkiego... Ale to nic. Dam radę! Tylko niech ta moja lekarka zadzwoni, żebym przyjeżdżała do Lublina na ten cholerny zabieg. To jej powiem o tym wszystkim i może ona coś na to zaradzi? W końcu jest nie tylko lekarzem, ale też Neuro... no dobra, nie będę

Dostałam pracę!!!

Dostałam robotę! Dzisiaj byłam na badaniach u okulisty (wypisał mi wszystko!), w poniedziałek idę do medycyny pracy, myślę, że też nie będzie żadnych większych problemów. A jutro na 8.15 muszę iść do dentysty. W sumie się z tego cieszę, bo miałam iść dopiero w lutym, ale jako, że zwolniło się miejsce u niej, to mogę iść już jutro :) A Pani Doktor (Moja Ulubiona!) nadal nie dzwoni... Trochę jestem zawiedziona, ale to nic. Poczekam. Pewnie znowu o mnie zapomniała :( Jak ona może operować ludzkie mózgi, a nie pamiętać o tak przyziemnych rzeczach? Chociaż może właśnie w tym tkwi jej geniusz? Cholera wie ? A mnie właśnie rozkładają zatoki. Nie wiem o co chodzi.  Nie wiem, co mam Wam jeszcze pisać. Teraz męczę się nad tą moją zasraną pracą dyplomową. Oby ją już oddać, żeby promotorka ją sprawdziła, zaaprobowała i nara... Mam już naprawdę dość tego wszystkiego!