Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2018

Minął kolejny rok mojego życia...:

w zdeformowanym ciele. Nienawidzę swojego ciała, a to, że jeszcze się w nim męczę, jest chyba zasługą silnych psychotropów, które biorę. Właśnie dwudziestego trzeciego stycznia dwa tysiące pierwszego roku stałam się niepełna. Tak, właśnie tak się czuję. Nie jestem pełna. Pełna byłam wtedy, w wieku lat sześciu, kiedy nic mi nie doskwierało, żyło się biedniej, ale byli tu na miejscu moi rodzice, Przemuś... Okej, gdyby nie ten ich wyjazd nigdy nie byłoby nas stać na wiele rzeczy. Nie mam o to do nich pretensji. Musieli wyjechać. Teraz jednak jest zupełnie inaczej. A gdyby nasze losy potoczyły się zupełnie inaczej? A gdyby to tata wtedy do mnie przyjechał, gdy leżałam w CZD? Wtedy nie miałabym o co czepiać się tego (wstawcie sobie określenie jakie chcecie). Być może teraz również moje życie nie wyglądałoby mocno kolorowo, ale przynajmniej bym się tak mocno tak ich nie czepiała. Zdaję sobie sprawę, że to wszystko mnie zabija. Ale właśnie dzisiaj, w siedemnastą rocznicę morderstwa na mnie

OMG:

No cześć. A ja dzisiaj jestem na cenzurowanym u Dziadków :) Chciałam przeprowadzić właśnie dzisiaj w nocy z nimi ten wywiad, ale chyba mi się to nie uda. A jutro sobie wymyśliłam, że pójdę (po rehabilitacji) do fryzjera. Jeszcze nie wiem gdzie, ale tak sobie wymyśliłam, że trochę ostrzygę włosy, bo mnie już wkurzają. to chyba tyle. Ta ręka mnie wkurza, boli i irytuje cały czas, a jutro już pewnie pojadę do domu. A we wtorek będzie mój dzień - moje 17 urodziny. To bardziej skomplikowane, niż się może wydawać. I znowu chciałabym pojechać do pana Krzysztofa. A dzisiaj, na facebook'u, w grupie, w której jestem widziałam jego nazwisko :) Ale nie, to nie był on, a jakiś po prostu zbieg okoliczności. W sumie, jego nazwisko jest chyba coraz bardziej popularne, nie wiem dlaczego. A może ja na nie po prostu zwracam bardziej uwagę? Cholera wie... M.

płacz ponoć przynosi ukojenie:

Obraz
Będę płakać! Rozładowuje mi się bateryjka w stymulatorze, cholera. A to oznacza tylko jedno: kolejny zabieg chirurgiczny, który mi się nie bardzo uśmiecha. Ostatnio zauważyłam (chociaż nie wiem, czy to jest w ogóle możliwe), że wszystkie elektroniczne rzeczy (i to co bym nie wzięła!) psują mi się w rękach. W piątek zaniosłam swój zegarek (który dostałam na święta, czyli miesiąc temu) już na gwarancję, do naprawy oczywiście. Ponad to teraz mój telefon jest jakiś głupi - wariuje. Albo nie chce mi się włączać, albo się wyłącza, albo (mimo, że ma jeszcze 18% baterii) się rozładowuje. Jakiś obłęd. I to tak luźno wiążę (choć to dopiero do mnie doszło) z tymi moimi kabelkami. Bo wcześniej coś takiego się nie działo. A od roku - non stop. I jak tu się nie wkurzyć? No jak? Dobra, idę spać. Ponarzekałam sobie trochę. Już mi lepiej. Jutro znowu do szkoły muszę iść, a potem do ciotki na imieniny. W końcu Agnieszki :) A dzisiaj mnie rozbawił (i zrobił cały dzień) mi jeden obrazek. Już Wam go

półtorej roku psu w dupę...:

Jestem WKURWIONA! Tak, i będę to nazywać po imieniu. Otóż półtorej roku temu zapisałam się na rehabilitację, dzisiaj w końcu, pierwszy raz tam poszłam. ale, ale, ale... nie mogło być tak świetnie. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że w Ełku panuje średniowiecze. Tak, moi drodzy! Takie metody leczenia usprawniającego panowały mniej więcej w latach dziewięćdziesiątych, ubiegłego wieku. Bo gdy ja byłam na oddziale neurochirurgii albo rehabilitacji neurologicznej w Centrum, a było to w roku 2001, już te metody były wcale nie młode. I jutro pójdę do tej lekarki, która mnie "badała" i "kierowała" na tę rehabilitację. I zapytam jej, czy to ma tak wyglądać, ta rehabilitacja, bo jeśli tak to ja podziękuję. I nie będę marnować kasy z NFZ'u, bo to nie ma sensu. Nie wierzę, że w XXI wieku, niemal że w trzeciej dekadzie, nie ma metod bardziej adekwatnych do schorzeń neurologicznych. Choćby te pieprzone neuromobilizacje, które robiła mi kiedyś pani Monia... A nie, pie

WOŚP:

Nie mogę zabrać się za pisanie pracy. I to nie dlatego, żebym zupełnie nie wiedziała, co mam pisać, ani jak pisać... bo wszystko w teorii niby wiem. Ale jakoś tak... Dzisiaj np. dzwoniła do mnie koleżanka ze studiów (ja co prawda nie słyszałam), ale potem też nie oddzwoniłam. Nie wiem o co mi chodzi. Jakoś tak czuję, że ta logistyka to nie jest to, co ja bym chciała robić w życiu. Czuję, że jedyną szansę, jaką miałam, już zaprzepaściłam wraz ze studiami w Lublinie. I dalej wraca do mnie ten Lublin. I te wszystkie cudowne chwile... Dziś był kolejny już finał Wielkiej Orkiestry. Ja grałam wraz z Panem Owsiakiem. Przekazałam mu za pośrednictwem przelewu bankowego kwotę, którą mój bank podwoił. Wiem, że nie były to mega wielkie pieniądze, wiem jednak, że i takie ratują życie. Nie wiem dlaczego, ale dziś właśnie, jak pokazywali w TVNie co fundacja kupiła do CZD to tak mnie rozbolała głowa w jednej sekundzie, że łzy mi zaczęły lecieć ciurkiem, a ja myślałam, że mam kolejny wylew. Ale na

boli...:

Boli mnie nadajnik, który mam założony troszkę powyżej piersi. W sensie nie wiem, czy to on konkretnie, czy może tylko mięśnie (czy to co to jest!). W każdym razie nie mogę nawet iść z tym do żadnego lekarza, bo oczywiście nie dostałam jeszcze tego pierdolonego paszportu od mojej lekarki z Lublina. Fuck! I nie wiem, co mam robić. Chce mi się płakać przez to wszystko. Oczywiście żadne z moich ani rodziców, ani nikt inny z rodziny mi nie pomoże, bo i po co? Wiem, nie powinnam, ale nie potrafię czuć się w jakikolwiek inny sposób. Sorry!  A teraz wiem, że powinnam pójść na dół, do rodziców oglądać jakiś bezsensowny film... Chociaż tak mi się chce... że aż ja pierdziele... M.