Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2018
Jestem umówiona na egzamin teoretyczny w Suwałkach. I naprawdę będę cholernie szczęśliwa, jeśli go zdam. Bo to będzie już ta łatwiejsza część za mną. Potem tylko wyjeździć te swoje trzydzieści godzin, zdać egzamin praktyczny i kupić samochód... Nic prostszego. Jak zakończę ten rok akademicki i nie zwariuję, to będzie mój ogromny sukces. A jutro nie zamierzam ruszać się nawet z łóżka, bo jestem po prostu wycieńczona. Jeszcze ta pogoda mnie normalnie zabija. Chociaż z drugiej strony lepsza taka, niż miałoby padać, grzmieć, błyskać i być 12 stopni, nie? A teraz jestem zmęczona. Zaraz obejrzę Fakty i chyba pójdę spać. Bo na nic więcej nie mam siły. M.

to, co osiągnęłam jest moim sukcesem:

Dzisiaj doszłam do wniosku, że naprawdę dużo osiągnęłam jeśli chodzi o rehabilitację tej ręki. Nie chodzi tutaj o jakieś spektakularne wyczyny, bo tego nie ma, to prawda. Ale... Dziś np., gdy składałam bieliznę, nie potrzebowałam w tym pomocy. Nie macie pojęcia, jakie to dla mnie było cudne! Po ponad siedemnastu latach znów czuć, że panuję nad tą ręką. Poza tym wczoraj, gdy byłam u kosmetyczki i gdy wykonywała mi ona manicure, ta łapka leżała grzecznie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Chciałabym, aby tak już zostało. Żeby się już nie pogarszało, ale jak będzie - zobaczymy. Ale chciałabym też, żeby te ruchy atetotyczne zniknęły. Nikt nie potrafi mi powiedzieć, czy znikną kiedykolwiek. Pani Doktor z Lublina też nie jest w stanie mi tego zagwarantować. Szkoda. Pamiętam tylko jak przez mgłę jakieś urywki z tego, co działo się przed pierwszą operacją. Ale nie bardzo pamiętam, czy ta spastyczność u mnie zaczęła się jeszcze przed zabiegiem. Chyba nie. Owszem, był niedowład, w k

powrót do rzeczywistości:

Już jutro wracam do rzeczywistości. To znaczy rano muszę jechać do OHP, załatwić sobie staż (mam nadzieję, że mnie przyjmą, trzymajcie kciuki!), potem jadę, kupię mojej Princess jedzonko, bo już dzisiaj musiałam dać jej coś innego, nie jej żarełko; w dzień się trochę pouczę z tego kursu prawa jazdy (coś mi teraz jakoś tak nie idzie, za dużo czasu już minęło?), a wieczorkiem mam próbę chóru :) I jaram się tym, jak normalnie jakaś głupia! W międzyczasie może jeszcze bym coś może napisała z pracy, chociaż ta mi tak cholernie opornie idzie... Masakra. Oddałabym wszystko, żeby mieć już ją napisaną, zatwierdzoną i obronioną! Naprawdę wszystko. A poza tym mam jakąś cholerną alergię. Nie wiem na co, bo teraz chyba pyli wszystko! Ale gardło mnie drapie, jak cholera; nos mnie boli, jestem cholernie pociągająca. Poza tym oczy to mi chyba wypłyną, a łeb prawdopodobnie za chwilę wybuchnie. A na razie będę się z Wami żegnać (jeśli ktokolwiek to czyta?) ja spadam spać :) M.

wszędzie niby dobrze...

...ale w domciu jednak najlepiej! Wyspałam się we własnym, cudownym, wielkim łóżku. I takim oto sposobem mam nauczkę, żeby nigdy więcej nie dać się namówić na pieprzony Ciechocinek. On jest dobry, jak komuś nic nie jest i chce jechać gdzieś do sanatorium, żeby się zabawić... To wtedy tak. Ale ja niestety pojechałam z zamiarem REHABILITACJI. I to był, kutwa, błąd! Ta ręka jest jeszcze gorsza, niż była. Boli mnie ze trzy razy mocniej... Poza tym warunki też zostawiają wiele do życzenia... No, ale nie ma co. Było, minęło. Przeżyłam to jakoś. A jutro mam I Komunię swojego kuzyna. Masakra. Nie wiem jeszcze w co się ubiorę, ale jakoś tam pewnie pójdę. A potem... zobaczymy. Na razie się żegnam. Paaa :* M.

to już jest koniec! nie ma już nic...! :

Ani nikogo. jestem już wymeldowana z pokoju, moje walizki stoją w schowku, a ja już byłam na obiedzie. Nawet, o dziwo, mi smakował. I teraz czekam na rodziców. Byłam jeszcze z samego rana dzisiaj w Polo, kupiłam sobie pepsi i jakieś batoniki na podróż. A teraz, za jakąś godzinkę, powinni być już moi rodzice... I w końcu będziemy jechać. Już nie mogę się doczekać. Odezwę się do Was, jak już będę w domku. W sobotę mam komunię kuzyna, a 22. zaczynam jeździć eLką. Ale się cieszę! M.

a tutaj nie będzie tytułu, bo nie jest o Ciechocinku:

tutaj znowu więcej myślę o panu D. Mam mnóstwo czasu na rozmyślanie i to nie jest dobre dla mojego umysłu ani psychiki... Dzisiaj doszłam do wniosku, jak tak gadałam z moją współlokatorką, panią Z., to zdałam sobie sprawę z tego, że w sumie może i pan nie-doktor (uwielbiam tak na niego mówić!) będzie mnie pamiętał. Z jednego tylko względu... Wiem, jest to cholernie niechlubne, ale z drugiej strony... Kuźwa, nikogo wtedy nie zabiłam, nikogo nie skrzywdziłam (w przeciwieństwie do niektórych, hyhy!) ani tym bardziej nie miałam żadnych dziwnych konszachtów... z nikim... a to, że oni wtedy musieli załatwiać (codziennie!) gotowaną, gorącą wodę, bo ja codziennie upominałam się o swoją rytualną kaszkę. I to dwa razy dziennie - rano, po przebudzeniu się (zazwyczaj jeszcze mamy nie było u mnie, bo pan profesor nie pozwalał rodzicom nocować na neurochirurgii) oraz przed pójściem do łóżka, wieczorem (to było na chwilę przed tym, jak mama wychodziła do hotelu, albo do Kwiatków) :) A jutro od rana

Szpital [8]:

W sumie odliczam dni do powrotu. Już tylko do środy muszę wytrzymać (w sumie do czwartku, ale to właśnie w środę mam ostatnie zabiegi). Ale już chyba teraz mogę podsumować swój pobyt tutaj: 1. żarcie - beznadziejne! Co prawda prawie codziennie na kolacje były jakieś sałatki, ale ZAWSZE masło to jakaś masakra. Nie dość, że rozklapciane, jakby lodówki nie widziało nigdy, to jeszcze taka maleńka cząsteczka, że aż żal mówić... A poza tym jak już jet coś zjadliwego, to oczywiście w ilościach jak dla niemowlaka... 2. pokoje - tutaj, gdzie mieszkam teraz - jakaś porażka! Śmierdzi stęchlizną (mimo, że mamy cały czas okno otwarte na oścież, tylko na noc uchylamy). 3. rehabilitacja - a tutaj to mogłabym napisać poemat! Pisałam tutaj, na łamach bloga przed wyjazdem, że ta ręka mnie boli, prawda? Otóż nie, wtedy jeszcze mnie widocznie nie bolała... Teraz, nie dość, że boli, jak cholera, to jeszcze się spina i w ogóle jest do dupy... Wcześniej dałam radę nią cokolwiek zrobić, teraz - nie wiem,

szpital [7]:

Ale tu zleciało. Za tydzień o tej porze będę już pewnie się pakować (albo już będę spakowana!), bo w czwartek za tydzień (17 maja) mam wynieść z pokoju do południa. A mama będzie po mnie dopiero około 16 po południu. Więc jak znam życie to pewnie w domu będziemy późno w nocy... I jeszcze jednego nie wiem: czy mama przyjedzie po mnie sama, czy z dziadkiem? A może z tatą? Nie wiem, zobaczymy.  A teraz się poskarżę! Ooo!  Mam wrażenie, że ta łapka mi się jeszcze mocniej spina, niż przed tym chorym szpitalem...  I jeszcze chciałam przed przyjazdem do domu (a jakże!) pojechać do Warszawy (znowu!). I znowu mi się nie uda :'( i chyba zaraz się rozpłaczę z tego powodu.  I boli mnie ta ręka, jak sto choler!  Nie wiem, co mam z tym robić! Cholera!  A teraz wybaczcie, ale idę spać!  Jutro mam co prawda zajęcia dopiero na 9,10, ale mimo wszystko trzeba się wyspać, żeby nie wyglądać znowu jak zombie :)  M. 

Szpital [6]:

Wczoraj byłam w Toruniu. Dzień spędziłam bardzo spokojnie, rano miałam jakieś tam zabiegi (lampę na 7.20!!!), potem 10 minut ćwiczeń i byłam wolna. Do obiadu się nudziłam, potem pojechałam do tego Torunia. Tam połaziliśmy na rynku, byłam na proteście :), potem poszliśmy jeszcze na chwilę nad Wisłę i wróciliśmy do szpitala na kolację. Ale mój braciszek jeszcze w międzyczasie przysłał mi stronkę internetową, na której czytałam dzisiaj o olejku CBD, który byłby dla mnie prawdopodobnie idealną alternatywą dla botuliny (której i tak nie dostanę!), bo przecież u mnie nie miało prawa być wylewu (ale to inna bajka), a że były trzy, a nie jeden... A kogo to obchodzi? I ponad to jeszcze znalazłam sobie coś na poprawę pamięci(proaxon), ale jeszcze będę musiała się poradzić jakiegoś mądrego lekarza, najlepiej neurologa (wiem, że to jest oksymoron - mądry lekarz to jest jak sucha woda albo gorący lód - coś takiego w przyrodzie nie występuje!) Wyobraźcie sobie, że ja tutaj w tym szpitalu się kis

szpital [5]:

Dzisiaj nie wytrzymałam! W końcu wyniosłam się od tamtej baby, która mnie tak irytowała. Teraz z tą panią, z którą mieszkam właściwie się mijamy, bo ona ma zupełnie inne godziny posiłków, niż ja. Ponad to też jest na innych zabiegach. Ale miejmy nadzieję, że będzie trochę chociaż lepiej. A tak poza tym co u mnie? Hmm... dzisiaj od samego rana boli mnie głowa, jak cholera. I kompletnie nie wiem, o co może chodzić... Miejmy nadzieję, że to tylko ciśnienie albo zmiany pogody, a nie, np. kolejny potworek się uruchamia. Wiem, jestem czarnowidzem, na szczęście moje proroctwa się zazwyczaj nie sprawdzają. Zaraz tylko muszę wziąć Ketonal i przejdzie, mam nadzieję. Dzisiaj od rana chodzę z różowymi włosami (żeby mi pod kolor paznokci pasowały!). A przed chwilą miałam borowinę i spotkałam pierwszego tutaj MŁODEGO rehabilitanta. Znaczy młodego... hmm... takiego na oko koło trzydziestki. To już nie takiej pierwszej młodości, ale jak tu się patrzy na takich panów, gdzie średnia wieku to 70+, to j

szpital [4]:

Ale masakra! To już kolejny dzień, kiedy siedzę w tym szpitalu. Nie wiem, czy będę miała jakąkolwiek rehabilitację tutaj, bo jak na razie mam 0,5 godziny dziennie siłowni.. I to wszystko. Ale w sobotę idę do jakiegoś rehabilitanta tutaj. Zobaczymy, czy powie mi coś ciekawego. I czy będzie chciał podjąć się mojej rehabilitacji. A jest cholernie drogi. Na prawdę bardzo drogi. Za godzinę jakiejś rehabilitacji bierze 250 zł. Nie pamiętam, ale z tego, co mi się wydaje, to nawet p. Marcin (w Polanicy) nie był taki drogi. Ale wszystko okaże się w sobotę. A na razie mam znowu dzień wolny. Masakra! M.

szpital [3]:

nic mi się dzisiaj nie chce. Kompletnie. Nawet nie chce mi się nigdzie iść, to siedzę w pokoju i oglądam jakieś pierdołowate kabarety. Wczoraj myślałam, że mnie szlag trafi. Znowu! Musiałam uzbroić się w masę cierpliwości, bo nie dość, że pani starsza, notorycznie nie wyłącza światła (bo zasypia), to jeszcze wczoraj zaczęła chrapać! No szlag! Nie chce mi się też z nikim gadać, więc siedzę właściwie sama, popijam colę (wiem, niezdrowo!) i tyle. Utknęłam w drugim rozdziale mojej pracy, nie wiem, co mam tam napisać. W sensie jak to ubrać ładnie w słowa. A teraz nie zostało mi nic innego, jak tylko zaraz położyć się do łóżka. Już chciałabym być w domu. I zacząć jazdę. Ewentualnie, po prostu, zmienić nawet tutaj pokój... No, ale przecież nie można mieć wszystkiego! M.