Posty

Wyświetlanie postów z 2017

Happy New Year:

Czy słyszeliście kiedykolwiek o czymś, co byłoby jeszcze lepsze od sałatki jarzynowej? Bo ja nie. No dobra, jest coś, ale cii... jest to sałatka jarzynowa mojej Babci. Jestem nienormalna? No, może trochę, ale nie wyobrażam sobie świąt bez niej. To byłoby takie... nie. po prostu nie. Jak będziecie witać Nowy Rok? Na spokojnie, w domowym zaciszu? Czy hucznie, na jakimś wielkim balu? Bo ja np. będę go witać tylko z koleżanką. Jesteśmy obie lekko szurnięte, więc spoko. Może damy radę go powitać. Poza tym, zaraz po Nowym Roku, pójdę na Zmarzlinę! To jest taki bieg/marsz na orientację. Idziemy niemal całą rodzinką. Dziadek się zaoferował, że będzie "robił za karawan" w razie czego. A babcia, że posiedzi z dziećmi i ugotuje coś na gorąco, jak już przyjdziemy. A poza tym nic nowego u mnie. Miałam nadzieję tego sylwestra spędzić z kimś wyjątkowym (żeby nie było, P. Ty też taka jesteś!) a tu dupa! Szkoda, no ale cóż... Może w przyszłym roku mi się ułoży z tym facetem XYZ... ?

Merry Christmas

Kochani, zbliża się koniec roku. Czy ten rok był dla Was dobry (Kasiu)  czy mniej dobry  (Paulinko)  to jednak życzę, aby ten przyszły był sto razy lepszy. Spokojny, zdrowy, a także żeby nie zabrakło Wam wszystkim uśmiechu na nadchodzące dni... A sobie życzę tylko tego, żeby miał kto mi ogrzać stopy w łóżku, bo reszta jest mało istotna. Chociaż może powinnam zrobić takie zestawienie, bo w tamtym roku właśnie 26. grudnia pisałam o tym, że chciałabym, aby ten stymulator działał. A tamten tekst znajdziecie  tutaj . I to się spełniło. Więc może i o tym moim ukochanym życzenie się spełni? Bo moim zdaniem, nie ma nic piękniejszego, niż patrzenie w oczy komuś, kogo się bardzo kocha. A może na późniejszych etapach znajomości, patrzenie ja mu się podnosi i opada... ...jego owłosiona klata, świntuchy Wy!!! Dobra, już. Pośmialiśmy się i teraz ja jadę dalej świętować. Wesołych Świąt, kochani :) M. P.S. pewnie się jeszcze do Was odezwę przed Nowym Rokiem :)

:D

Jestem szczęśliwa! Tak, po prostu szczęśliwa! Zaraz święta (chociaż nie mam jeszcze prezentów, ale przecież nie to jest najważniejsze!). Pewnie dopiero jutro dostanę się do kościoła, bo chciałabym teraz się wyspowiadać. Wiem, to jest może dla Was nie istotne, ale dla mnie to jest baaardzo ważne. Może w tym roku będzie tak, że nie będę tego Sylwestra spędzać sama? Na pewno będzie ze mną siostra (tak, ten mały Urwis!) i moja koleżanka z oddziału (ale o niej może jeszcze kiedyś Wam napiszę bliżej). Najważniejszym jednak aspektem byłoby to, gdybym mogła tego Sylwestra spędzić w ramionach mężczyzny... Marzy mi się to, jak nic innego. Żeby w końcu móc przyprowadzić do domu faceta, który byłby spełnieniem moich marzeń. Wiem, pewnie za bardzo się rozpędzam... Ale o niczym nie marzę tak bardzo, jak o tym, żeby móc sobie ogrzać stopy w łóżku :) wiem, wiem... mogę kupić sobie termoforek, który, swoją drogą, żeby nie było - mam! Nie wiem jeszcze co mam Wam dalej pisać. Po prostu jestem szczęśl

szybki post:

a Wy już listy do Mikiego macie napisane? i zakupy zrobione? bo u mnie praca w domu wre... w sensie jesteśmy z mamą w rytmie sprzątania. Zapewne jutro tata będzie wieszał na domu lampki a mi w buzi wyskoczyło coś (chyba jakaś afta albo inne gówno) i nie mogę nic z tym zrobić. Nawet pić nie mogę, bo boli jak cholera! Ponad to jeszcze strasznie i okropnie bolą mnie oczy, także nie będzie dzisiaj zbyt długo.  i muszę pisać pracę! a tak mi się nie chce... bez sensu. że też ta praca nie chce się sama napisać... fuck! i to jeszcze muszę napisać o czymś beznadziejnym, na czym w ogóle się nie znam... ale będę rżnęła mądrą i napiszę! Mam na to w sumie czas do połowy stycznia, więc luz. dobra, muszę iść spać, bo mi zaraz te oczy to razem z mózgiem chyba wypłyną :) Dobranoc :) M.

znowu jestem chora... i nie tylko psychicznie!:

Cholera jasna! Mam jakąś bliżej nieokreśloną grypę. Bolą mnie zupełnie wszystkie mięśnie, ponad to ręka mi chyba odpadnie (dzisiaj prawie cały dzień przespałam!). Strasznie mnie boli. A jeszcze nie mogę nic wziąć. W sensie nic z pseudoefedryną. A nic innego nie pomaga. I to wkurzające jest. Nawet nie wiecie jak... Jutro pewnie do ośrodka nie pójdę, jak będę się tak czuła. A za tydzień kończy mi się tam "turnus". A potem zobaczymy, co będę robić. Chciałabym znaleźć jakąś pracę. Jakąkolwiek. Ostatnio byłam w Empiku na rozmowie kwalifikacyjnej, ale mnie nie przyjęli. Muszę szukać dalej. Ale znajdę - bo innej możliwości nie biorę pod uwagę. Dobra, zaraz muszę iść spać. Przepiszę jeszcze tylko kilka zdań ze strategii logistycznych. Paa... M.

Mam termin

i nie, nie porodu! 13 grudnia jadę do Lublina! Umówiłam się z Panią Doktor! Mam być na czternastą u niej pod gabinetem. A dzisiaj byłam u lekarza na rehabilitacji (doczekałam się!!!) i okazało się, że Pani Doktor (swoją drogą chyba nawet niezła) studiowała w Lublinie oraz odbywała praktyki na Jaczewskiego. Jaki ten świat mały... W ogóle pierwszy raz w życiu ktokolwiek (ta lekarka) zapytał mnie o dokumentację medyczną (wcześniej NIGDY mnie nie pytali, a nawet powiem więcej, jak chciałam pokazać, to tylko pytali po co?). A ja, jak na złość, jej dzisiaj nie miałam. Ale też wcześniej zadzwoniła do mnie Pani z OHP (bo będę w projekcie, ale o nim Wam napiszę może jeszcze kiedyś) i powiedziała, że znaleźli szkołę, w której mają tak dostosowane auta do mnie i będę mogła zacząć się uczyć jeździć. Wtedy, w Ateście, to wszystko się rozmyło, bo lekarz medycyny pracy wydał mi pozwolenie, owszem, ale z zastrzeżeniem, że muszę mieć odpowiedni samochód. I tam, w Olsztynie, mają taki samochód! A na

Apel do Waszych serc:

Już niedługo znów nadejdzie okres rozliczania się z Urzędami Skarbowymi. W tym właśnie okresie będziecie, Drodzy Państwo, zasypywani reklamami różnych fundacji i stowarzyszeń. Jednak chciałabym, abyście wcześniej przeczytali tę historię:  Była sobie kiedyś dziewczynka, która urodziła się bez żadnych powikłań, w terminie. Opiekowali się nią rodzice najlepiej jak umieli. Później, gdy dziewczynka podrosła (miała 5 lat) rodzice musieli wyjechać za granicę, bo w kraju nie było pracy. Tam pracowali bardzo ciężko, aby dziewczynce i jej dwa lata starszemu bratu niczego nie brakowało. Niestety, ta dziewczynka się bardzo poważnie rozchorowała. Guz mózgu - to brzmiało jak wyrok śmierci. Mama dziewczynki musiała przyjechać do Polski, aby być przy niej i ją wspierać w najgorszych chwilach życia. Niestety to, co działo się później zostawiło na dziewczynce trwałe ślady w postaci niedowładu spastycznego prawostronnego oraz strachu przed ludźmi. Później było trochę lepiej, dziewczynka wyszła ze sz

jestem szczęśliwa:

W czwartek idę na rozmowę w sprawie pracy. Co prawda tylko na umowę zlecenie (na okres przedświąteczny), ale to zawsze jakaś kaska wpadnie. Wczoraj gadałam z dziadkiem na temat maszyny do pisania, a ona "gdzieś w piwnicy jest", ale mi się marzy, żeby zrobić sobie taki kącik w swoim pokoju, w którym mogłabym oddać się w 100% swojej pasji pisania. Tak myślę, że chyba teraz, jak już zrobię ten licencjat z zarządzania, to chyba oddam się właśnie pisarstwu. W sensie chciałabym zacząć robić kierunek "Edytorstwo" na KUL'u albo na UW (jest jeszcze na UJ, ale do Krakowa bym się nie chciała przenosić!). Albo dziennikarstwo, bo ja naprawdę lubię pisać. Może to nie są jakieś wyżyny umiejętności, ale chciałabym się nauczyć na tyle, aby kiedyś wydać swoją książkę, a także aby moje nazwisko było rozpoznawalne. Wiem, górnolotne marzenia, prawda? Wiecie także, czego ja bym tak naprawdę chciała? Chciałabym, aby kiedyś "pan-wujek" rozpoznał mnie, właśnie na jakiejś
Znów zostałam sama w domu :) Moi Rodzice pojechali do SPA, Moja Siostrzyczka - do Brata, a ja siedzę sama. Dzisiaj w dzień byłam tak zmęczona, niemal przez cały dzień spałam. W sensie spałam do godziny dziewiątej, potem wypuściłam psa (musiałam posprzątać) i znowu się położyłam. Potem poszłam, napuściłam sobie wody i położyłam się do wanny. Chyba zaraz jeszcze sobie zrobię maseczkę na ryjek z zieloną herbatą :) Miałam tak ambitny plan, że w tym tygodniu napiszę choć trochę pracy licencjackiej, ale nie wiem jak to będzie... Kompletnie nie mam pomysłu ani żadnej koncepcji (a nawet antykoncepcji!!!). Za tydzień muszę mieć już jakiś fragment, chociaż stronę, ale za cholerę nie wiem, co napisać. I nie wiem, co robić... A Wy, co robicie ciekawego? M.

trochę śmiesznie, trochę nostalgicznie, trochę nijak...

Jestem w ciężkim szoku! Doszłam do wniosku, że z tą moją ręką jest duuużo lepiej, niż było jeszcze nie tak dawno. Przede wszystkim jest luźniejsza i dużo częściej nie denerwuje mnie aż tak mocno :) (w grudniu muszę na kontrolę jechać) Dzisiaj byłam w szkole, niestety nie mogę napisać, że jestem pilną uczennicą, bo zwiałam z pierwszego wykładu - on jest zawsze taaaak nudny, że my tam zawsze śpimy. Jeszcze zrobili nam go na ósmą trzydzieści... jakieś głupie :) Potem miałam chyba z 5 godzin z moją promotorką, ale ona jest akurat super - nigdy na jej wykładach się nie nudzę - tak było i tym razem. Oczywiście było mnóstwo pisania, ale ja wymyśliłam co zrobię... Otóż, na następnych zajęciach poproszę ją, aby mi przegrała na pendrive'a swoje prezentacje, bo ja bez tego się nie nauczę :) myślę, że taki argument powinien do niej trafić. Poza tym ona mnie lubi... chyba... :) Wczoraj byłam na spotkaniu integracyjnym i gdyby nie to, że musiałam dzisiaj wstawać wcześnie rano do szkoły, bawił
Cholera, miałam Wam teraz pisać częściej, niestety nie mam jak i kiedy... Codziennie do trzynastej jestem w ośrodku (w poniedziałki do czternastej), a potem, jak przychodzę jestem wypompowana kompletnie... Teraz, na weekend jadę do swojego, starszego brata - jutro muszę kupić mu prezent, bo jadę na parapetówkę :) Kupili sobie mieszkanie, więc jest co świętować. Mam tylko nadzieję, że jutro będzie fajna pogoda i nie będzie padać... Dobra, tę notkę też piszę od południa. Nie mogę się zebrać... Ale teraz kończę. Postaram się jutro załatwić kilka spraw... i może mi się uda? M.

kolejny dłuuugi dzień:

Dzisiaj był dłuuugi dzień. Zaczął się mój ostatni tydzień bez szkoły, bo już na weekendzie idę na studia. I dzisiaj miałam też pierwszą rozmowę z panią psycholog w ośrodku. Teraz takie rozmowy będą raz w tygodniu, w poniedziałki. Mam nadzieję, że będzie mi lżej po dwóch - trzech... Na razie wiem, że muszę w poniedziałki brać chusteczki higieniczne. Bo, przynajmniej na razie, będą mi potrzebne. Dzisiaj nawet jeszcze nie doszłam do tego jak bardzo on mnie skrzywdził. Czym? Tym, że mi naobiecywał złotych gór... A przynajmniej sprawności, a tu gówno! Ani fizycznie, ani psychicznie, a co za tym idzie mentalnie ani społecznie... I wiecznie będę wracać do tego huja! Bo nie potrafię inaczej... Przepraszam, jeśli kogoś to uraziło, ale ja już nie mogę. To, że on był takim... nawet nie potrafię go nazwać. Ciekawa jestem czy i jak zareagowałby Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, gdyby mnie spotkał? Rozpoznałby mnie? Musiałabym mu przypominać, kim jestem? Czy, tak jak Wujek Piotr (tak będę
Obraz
A ja już próbowałam pływać delfinem! I będę się tym chwalić na prawo i lewo, bo to jest wyczyn w moim wykonaniu. A oprócz tego jeszcze zaczęłam pływać na plecach, nie tylko z nogami, ale też włączyłam do tego ręce. Dzisiaj (zaraz) mam masaż. A potem? Zobaczymy? Na razie jest fajna pogoda, może później jeszcze pójdę na rower :) and don't forget:

Nie jestem jeszcze niczego pewna, ale...

ale chyba jest przełom. Do tej pory nic się nie działo z tą moją łapką. A teraz jakby jest trochę spokojniejsza i mogę nią ruszać tak, jak JA chcę. Teraz jestem dwa razy w tygodniu umówiona z moją masażystką (cudowna Ciocia D., ale Pani wie, że ja Panią uwielbiam!), a w październiku zaczynam studia. Jestem pozytywnie nastawiona do tego roku, bo dlaczego by nie? Co w tym roku może nie wyjść? Od początku ruszę z kopyta, do sesji zimowej mam zamiar napisać pracę licencjacką - a przynajmniej jej szkic (w sensie środek i koniec), pewnie początek będę pisała na samym końcu :) Ten weekend miałam baaardzo intensywny - jak w piątek po południu zaczęłam, tak w niedzielę dopiero wieczorem skończyłam. A co takiego robiłam? Śpiewałam. W chórze gospelowym. Były fajne warsztaty trzydniowe. Tyle, ile tam było pozytywnych emocji, to ja już dawno nie przeżyłam. I to wszystko tak skompresowane w ciągu trzech (a właściwie dwóch i pół) dni :) Jaki ja sport mogłabym uprawiać teraz, kiedy jeszcze nie m
Wiem, dawno nic nie pisałam. Nie będę się wykręcać, że nie miałam czasu czy coś w tym stylu. Nie miałam o czym pisać. Może teraz będzie więcej tematów? Moja siostrzyczka dzisiaj pierwszy raz poszła do PRAWDZIWEJ szkoły. Do pierwszej klasy szkoły podstawowej. Zaraz będę miała masaż, a potem pewnie pojadę do miasta, ale jest mi tak zimno... Brrr... No, ale teraz piję kawę i mam nadzieję, że mi przejdzie :) Paulinko, trzymaj się tam i nie poddawaj! M.

wkurzyłam się...

Wiecie, co mnie wkurza? To, jak ludzie szczycą się tym, że są niepełnosprawni. Przed chwilą przeczytałam artykuł o tym, że dziewczyna "ma dystans do siebie i NAWET POTRAFI ŚMIAĆ SIĘ ZE SWOJEGO KALECTWA"... No do jasnej cholery! A ci, którzy nie potrafią, bo nigdy się z tą niepełnosprawnością nie pogodzili, albo ci, którzy są w totalnej dupie są mniej wartościowi? Bo oni nie śmieszkują? Nie zgadzam się z czymś takim! P. S. dziś miał być post o czymś zupełnie innym, ale wkurzyło mnie to, co przeczytałam! A poza tym wczoraj wieczorem wróciłam z weekendu w Kłajpedzie, było bosko, jestem spalona jak raczek :) ale i tak było warto! Chyba najgorzej moje uda zareagowały na to spalenie, bo cały czas bolą...

Polanica - Kudowa - Wrocław i Warszawka

Obraz
W sobotę wieczorem wróciłam z uzdrowiska. W Polanicy Zdroju, koło Wrocławia. Było super. Choć byłam tam tylko tydzień, to jednak widzę postępy, jeśli chodzi o tę moją, niesforną łapkę. Miałam tam wirówkę, parafinę na tę rękę, a poza tym ćwiczenia. Ćwiczenia były o tyle fajne, że miałam je z fajnymi panami - z panem Marcinem, któremu jestem baaaaardzo wdzięczna, chociaż wkłuwał się we mnie :) jak i z panem Kubą, który, jak się potem okazało, był tam na praktykach, a na co dzień studiował w Poznaniu (jest młodszy ode mnie). Ale powiem Wam, że było bardzo fajnie. Wstawię tu może kilka zdjęć później. Na razie jestem cały czas nie żywa. Jednak te kilka ostatnich, zarwanych nocy nie wpłynęło na mnie dobrze. Aaa, bo jeszcze Wam nie pisałam, że znowu byłam w CZD i znowu chciałam spotkać tego faceta, tego lekarzyka. Niestety, nie było go, ale żałuję, że nie zostałam do niedzieli w tej Warszawie, bo w niedzielę właśnie miał dyżur... No, ale cóż... Trudno. Ale następnym razem mi się uda. Do trz
Cholerka, dzisiaj po raz pierwszy od naprawdę dłuuuuuuuuuugiego czasu pomyślałam o Panu D. jako o człowieku. Co prawda nie empatycznym, ale już jest duuuży progres. Tak, chcę mu wybaczyć. Nawet, myślę, że już mu wybaczyłam; ale chcę go spotkać. I z nim porozmawiać. Tak, po prostu. Bez żadnej napiny, bez spinania dupy... Bo wiem, że już nic mnie nie może spotkać z jego strony. Nawet w najgorszych scenariuszach takiego spotkania nie zakładam, że coś mogłoby pójść na tyle źle, że nerwy by mi puściły... Mam wrażenie, że dopiero później, gdy już bym była poza Centrum, to dopiero opadłby ze mnie ten szok i dopiero wtedy bym zaczęła racjonalnie myśleć... Ale tak, chciałabym go spotkać i powiedzieć mu tych kilka słów. Powiedzieć mu, że wybaczam, ale też proszę go o wybaczenie... Czego? Tych wszystkich złych myśli kierowanych w jego stronę. A ja zaraz jadę do babci na obiadek. Pa pa :) M.

praca moich marzeń:

Jutro wyjeżdża moja Rodzicielka. Jeśli ja wytrzymam te pieprzone trzy tygodnie w domu z tym małym gnojem to będzie sukces. Jeśli nie wyląduje w psychiatryku na silnych lekach, to będzie moja eudajmonia. Już mnie ten gnojek wkurwia, a jeszcze Mama nie wyjechała. Dzisiaj złożyłam swoje CV do biura, w którym chciałabym pracować. Bardzo bym chciała, aby zaprosili mnie na rozmowę kwalifikacyjną i powiedzieli, że za dwa - trzy dni mam się stawić w robocie. To znaczy to nie jest biuro, ale złożyłam podanie o przyjęcie mnie na stanowisko sekretarki, więc... samo przez się się rozumie, że... no, mam nadzieję, że mnie rozumiecie. Nawet przetrwałabym to, gdyby mi dyrekcja powiedziała, że mam przychodzić na siódmą rano. Jakoś bym to przełknęła. Nie byłoby łatwo, ale bym do tego przywykła. Oby tylko tam się zaczepić. Okej, to "biuro" nie jest wcale biurem, ale Izbą Przyjęć. I tak, jak dobrze możecie myśleć jest w Warszawie. Jeszcze nikomu o tym nie mówiłam, bo też nie będę nikomu o t
Przeżyłam! Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Ale też... Hm bawiłam się nawet dobrze, o dziwo... Tak poza tym, że było kilka małych spięć i nieporozumień, o których nie chcę tu pisać, bo wiem, że czytają to osoby, którym nie chciałabym mówić o swoich uczuciach zbyt wiele... Dzisiaj znowu przeczytałam opowiadanko, które pisałam kilka lat temu, przed drugą sesją na KULU. I znów w oczach miałam łzy. Muszę tam wrócić! I na KUL i do CZD. Jeszcze rok i będę nad tym myśleć. A właściwie trochę wcześniej, bo jakoś przed zakończeniem roku akademickiego, zaczyna się nabór na uczelnie wyższe. I może wszystko wróci do normy? Z moją psycho, bo przecież nigdy więcej nie będę sprawna na ciele. Ale przynajmniej moja psychika wróciłaby do normy. Tam wiedziałabym, gdzie szukać pomocy. I nie bałabym się zwrócić o tą pomoc. Kierunek Furmańska, albo od razu Abramowice. I nie wstydziłabym się poprosić o tę pomoc. A tak? Nie wiem... Wiem tylko jedno: teraz muszę napisać tą głupią pracę licencja

tylko, żeby w sobotę się nie porzygać ich szczęściem...:

Czuję, że ten ślub, to będzie jedna wielka katastrofa. Przynajmniej dla mnie. Przed chwilą doszło do mnie, jaka jestem beznadziejna... I nie chodzi mi tu tylko o to, że wszyscy wokoło się żenią, wychodzą za mąż, rodzą im się cudne dzieci, w ogóle jest zajebiście, a tu nagle taka ja. Sama jak palec, bez perspektyw, bez nikogo, komu by na mnie zależało... No tak, nie powinnam narzekać. Przecież mam kochającą rodzinę. Gówno prawda! Coraz częściej mam wrażenie, że lepiej byłoby, gdyby mnie w niej nie było. Przynajmniej nie musiałabym się na to wszystko przyglądać... Jak skaczą sobie do gardeł... A to wszystko pod pozorem cudownego uśmieszku... Nienawidzę takiej dwulicowości! W ogóle chyba znowu jakoś gorzej się ostatnio czuję. Koniecznie muszę iść do psychiatry. Tyle tylko, że nie pójdę chyba tutaj do żadnego... Chociaż nie wiem. I za to nienawidzę Ełku! Po prostu to jest taka dziura! Mam dość. Tak, mam dość! Dlaczego już nie mieszkam w Lublinie? Tam bym wiedziała, co zrobić, gdzie iść

trochę o szkole, a trochę wspomnień:

Próbuję wypełniać taką chorą ankietę, co to nam pani doktor je rozdała i powiedziała, że mamy je wypełnić. Ale im dłużej nad tym siedzę, tym bardziej widzę, jakie to jest popieprzone. Ale stwierdziłam (doszłam do 3 strony), że zrobię to dopiero jutro. Dzisiaj mi się tak cholernie nic już nie chce... Masakra. A poza tym... Chciałabym mieć już tę cholerną sesję za sobą. Wiem, że z tej pieprzonej analizy będzie na bank warunek, ale oby z niczego więcej... A w tym semestrze miało być tak dobrze. Ale zawsze znajdzie się jeden taki, co rozpieprzy wszystko! Za dwa tygodnie wielki dzień mojego brata. A nie chwaliłam się tutaj: byłam na wieczorze panieńskim u swojej przyszłej bratowej... Nie mogę napisać w szczegółach, jak było, ale powiem tylko, że było... bardzo hmm przyjemnie... Oprócz tej coli, bo to już była przesada (za mocne dla mnie), dziewczyny :) Wczoraj, jak już wróciłam (koło piątej po południu) pojechaliśmy jeszcze do mojej ciotki na urodziny, a mnie główka tak jeszcze bolała
Wiem, że wyłożyłam już na te studia tyle kasy, że teraz żal rezygnować, ale z drugiej strony: mam dość tego wszystkiego! Dzisiaj rano, pierwszy raz od niepamiętnych czasów zanosiłam się płaczem i nie mogłam się uspokoić. Najchętniej bym wzięła jakieś tabletki i odpłynęła w niebyt. Ale przecież trzeba się cieszyć "bo inni mają gorzej"... W pizdu z innymi! Nie potrafię tak żyć. Muszę albo znaleźć DOBREGO psychiatrę, który ustawiłby mi prochy, albo naprawdę wcześniej czy później się zabiję. Bo tak się nie da dłużej. Owszem, boję się bólu fizycznego, ale chyba nic nie przeraża mnie tak bardzo w tej chwili, jak dalsze życie... Nie wiem, co mam zrobić? Wczoraj do północy robiłam pierdolone zestawienie, wysłałam do kumpla, który miał to wysłać do profesora, a on do mnie, że to nie tak... A ja robiłam wszystko wg instrukcji. To jest jakieś pojebane. Nie mam już siły na to wszystko. Gdyby nie to wesele za dwa tygodnie, chyba dzisiaj bym się pochlastała. Ale nie będę tego robić Prz
Mówiłam kiedyś, że nienawidzę tych studiów? W ogóle ostatnio jest niewiele rzeczy, które lubię. Najchętniej bym się zaszyła gdzieś daleko i nie wychodziła już nigdy. Wczoraj wróciłam z Lublina. Oczywiście znowu całe gówno załatwiłam, tyle tylko, że się przejechałam. Z ręką (ani z nogą) nie jest wcale lepiej. Chce mi się płakać, a jednocześnie nie umiem uronić ani jednej łzy. To jest wkurzające, naprawdę. Znowu wróciły do mnie pytania o sens. Sens mojego beznadziejnego życia. Chyba to trochę przez to, że właśnie nie było mojej pani doktor, tylko ten drugi lekarzyk... Nie wiem dlaczego, ale jakoś tak straciłam zupełnie zaufanie do facetów w białych (albo błękitnych) fartuchach. Może to moje uprzedzenia, ale wiem, że już nigdy w życiu nie zaufam... Wiecznie wraca do mnie tylko jedno: "dzisiaj to nie będzie boleć"... A i jeszcze hit sprzed 23. stycznia 2001 roku: "zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby uratować Pani dziecko"... (powiedział do mojej Mamy). Taa..

ale głupoty...

Coś dawno tutaj nie pisałam... Bo też i nie czułam się najlepiej. Wszystko miało być takie zajebiste po tej operacji. Minęło już pół roku - nie powiem, na początku było super, ale to chyba dzięki mojej podświadomości, wmówiłam sobie, że musi być. Teraz niestety jest gorzej, i to chyba nawet mogę powiedzieć, że gorzej, niż przed operacją. Wiem, że muszę nauczyć się żyć z tym, że już nigdy nie będę sprawna. Że choćby skały srały - nie dam rady tej ręki doprowadzić do jakiegokolwiek stanu... Jestem bezsilna. Chce mi się wyć. A jednocześnie wrzeszczeć, krzyczeć i lać po mordach wszystkich tych, którzy zrobili ze mnie takiego pokurcza... Nie chcę już być w takim, zdeformowanym ciele... Naprawdę to mnie doprowadza już do szału! Nie poradzę sobie sama z tym wszystkim. Chociaż wiem, kto za tym stoi, to jednak nic nie mogę zrobić. On jest przecież nietykalny. Gdybym tylko miała pewność, że on mnie pozna. I gdybym się tak nie bała tego spotkania... Chociaż z drugiej strony. Co ja bym mu po
Ale się dzisiaj wkurwiłam! Tak, wkurwiłam się. I nie będę zawijała tego w kolorowe słówka, bo nie to jest powodem do rozważań. Otóż. Pojechałam dzisiaj do swojego lekarza rodzinnego. Pediatry. On jest moim lekarzem od urodzenia, u niego byłam zapisana, kiedy tylko mama wzięła mnie z położniczego. Nieważne. Przyjeżdżam tam dzisiaj do niego, widzę: nikogo nie ma. Myślę: ok, super. W końcu będę mogła poprosić wielce szanownego pana doktora o skierowanie do sanatorium. Wchodzę (oczywiście musiałam zaczekać, aż wielce szanowny pan mnie wezwie.) Mówię mu, że chciałam dostać skierowanie do sanatorium, bo wiem, że mi się KURWA należy. A on do mnie: ale ty wiesz, jaki ja mam tu zapierdol (może nie ujął tego w tych słowach, ale tak to wybrzmiało). Jestem tu sam, i muszę dymać za dwoje, a ty mi jakimś sanatorium dupę zawracasz. No rzesz KURWA! A jeszcze chyba najlepsze z tego wszystkiego jest to, że naprawdę nie było nikogo więcej,oprócz mnie i jeszcze takiej pani, która też przyszła

poszukuję:

Dziś znowu idę do szkoły. Ale jakoś tak nie mogę się zebrać. Ostatnio (przedwczoraj?) byłam na paznokciach. Pani Joasia zrobiła mi pazurki u rąk i pełen pedicure. Mam zamiar jeszcze raz iść przed samym weselem Przemka, ale nie wiem, czy mi się to uda. Poza tym jeszcze przed tym weselem będzie ślub kościelny mojej ciotki. Nawet fajnie. Będzie to piątego maja, więc po samej majówce. To będzie taka "próba generalna" przed weselem Przema. A koło dwudziestego maja mamy wieczór panieński mojej (przyszłej) bratowej. Wiecie, co mnie tylko wkurza? To, że nie mam partnera na wesele do braciszka. Jak to mówił ojciec Szustak na konferencji: młodość mija, a ja niczyja... Czy coś jest ze mną nie tak? Nie wiem, nie znam się... Wiem, przyciągam samych tylko popaprańców, ale może nie warto wybrzydzać? I przebierać? Nie znam się. Podobno nie jestem najbrzydsza, ani najgłupsza. Więc co jest ze mną nie tak? Ta pieprzona ręka? Noga? Czy mój sposób myślenia? Nie mam pojęcia. W każdy

życzenia:

Kochani, chciałabym życzyć Wam najpiękniejszych świąt. Niech Zmartwychwstały Chrystus oświeca nam drogi codziennego życia, obdarza błogosławieństwem i pomaga życie czynić szczęśliwym. Dużo miłości, radości i uwielbienia dla Tego, Który jest, Który był, i Który przyjdzie. Jezus Chrystus po to się narodził, i po to przyszedł na świat, aby zbawić ludzkość. Umrzeć: za mnie, za Ciebie... Często zastanawiam się, co by się stało, gdyby moje życie potoczyło się inaczej? Czy lepiej? Chyba nie. Po prostu inaczej... Chyba już jestem gotowa do tego, aby go spotkać. I to wszystko mu wybaczyć, ale również aby jego poprosić o wybaczenie. A Wy?

koszmar już za mną:

Powiem Wam, że rachunkowość to zło w czystej postaci. Konta: ich otwieranie, zamykanie; bilanse: otwarcia, zamknięcia... No po prostu: masakrejszyn! Przeżyłam to! Dostałam tróję i jestem z siebie dumna. A dzisiaj dostałam opiernicz od swojej promotorki (no dobra, tak byśmy tego nie nazwały ;), że nie promuję tego, iż można mi pomagać w odpisach podatkowych. Wczoraj dowiedziała się od którejś z dziewczyn z roku, że ja mam takie problemy i tak dalej... A dzisiaj obiecała mi, że pogada z kierowniczką dziekanatu :) Jestem Pani bardzo wdzięczna :) A ja chyba muszę iść spać. Jestem padnięta. I boli mnie okrutnie ta prawa ręka. To jest jakaś porażka. Jeszcze tak, jak jest w tej chwili, to od czasu grudniowego zabiegu jeszcze nie było. Owszem, bolała mnie wcześniej, ale żeby aż tak... No bez jaj! A propos jaj... :) Dzisiaj byłam na Mszy św. i w końcu się wyspowiadałam. Pierwszy raz od grudnia. I jakoś tak mi jest dużo lżej na sercu. Teraz wiem, że muszę poszukać dobrego duchownego

przeklęta rachunkowość:

Jutro mam egzamin. Będę podchodzić do niego już któryś raz z rzędu, ale teraz stwierdziłam, że koniecznie muszę zdać. Ale już teraz wydaje mi się, że jestem tak obryta, że muszę to zdać. Z drugiej strony - jak nie ja, to kto?? Poza tym wczoraj w końcu założyłam konto na pomagam.pl i zbieram na rehabilitację. Chciałabym pojechać na jakiś turnus rehabilitacyjny, ewentualnie przed tym jeszcze wstrzyknąć sobie trochę botoxu w tę rękę :) Nie wiem co mam o tym myśleć. Ja naprawdę nie lubię prosić o pomoc, ale wczoraj koleżanka ze studiów (moich zaocznych) stwierdziła, że jestem głupia :D Może i tak. Ja zdaję sobie sprawę, że wstyd to kraść, a nie prosić o pomoc, ale wydaje mi się, że jest tak wielu ludzi potrzebujących, a ja "jakoś" sobie jeszcze radzę. Co prawda nie mam rehabilitacji, ale chodzę na basen (na którym nie daję rady pływać, ale to inna bajka!). Marzy mi się właśnie taki wyjazd do szpitala uzdrowiskowego, albo jakiegoś, gdzie by mi naprawdę pomogli (albo przynaj
Cholercia... Z moją ręką jest coraz gorzej. Mam wrażenie, że zaraz chyba mi odpadnie, tak boli. A miało być lepiej, nie? Pani Doktor mi powiedziała, że w ciągu pół roku ruchy dystoniczne się wyciszą, minęły ponad trzy miesiące i efekt jest taki, że jest coraz gorzej. Teraz jeszcze w dodatku muszę się jeszcze wspomagać prochami rozluźniającymi, bo inaczej bym tu zwariowała. Choć one też niewiele dają, to jednak jest minimalnie lepiej, bo dzięki nim przynajmniej mogę czasami zasnąć. Choć nie powiem, zajmuje mi to dużo więcej czasu, niż kiedyś. A teraz szukam książek o Logistyce. Zarządzaniu w logistyce. Albo jakichkolwiek, żeby było z czym jechać. Mam zamiar pojechać na SGH do Warszawy. Dosłownie na jakieś dwie, może trzy godziny. Na pewno, chciałabym też "zaczepić" o CZD i wpaść na kawkę do Pana, panie Piotrze :) Nie wiem jeszcze, jak mi się to uda, na pewno będę musiała do tej biblioteki iść rano. A nie za bardzo wiem, gdzie ona jest. Wydaje mi się, że wczoraj ją znal

kurcze...:

Zaraz chyba zwariuję. Ręka mnie cholernie boli - mimo, że mam największe "napięcie" na tym moim cholernym komputerku. Muszę jechać do Lublina, żeby mi Pani Doktor zwiększyła dawkę prądu. Na razie naprawdę nie wiem, jak mam tutaj nie zwariować, bo to jest wkurzające... Nawet baaardzo. Ostatnio tak nie bardzo wiem, co mam tutaj zamieszczać. Jestem naprawdę w wielkiej dupie, jeśli chodzi o mój stan; a też nie chcę tu się użalać nad sobą, bo wiem, że to nikogo "nie interere"... Najchętniej bym sobie tę prawą rękę (kończynę górną - dzięki, Panie Profesorze) obcięła. I to najlepiej przy samej dupie. Tak mnie cholernie boli... :( Muszę chyba znowu iść do psychiatry. Tylko z drugiej strony nie chcę iść tam, do ośrodka, bo tam wiem, co mogą mi zaproponować ---> prochy+terapię dla schizofreników. To chyba nie dla mnie. Albo znaleźć sobie jakiegoś naprawdę dobrego psychoterapeutę. Dobra, zaraz idę, wezmę prochy (Depakine) i chyba pójdę spać. Miejmy nadzieję, że

sezon rowerowy - rozpoczęty!

Ostatnio rozpoczęłam sezon rowerowy. A teraz rozwiązuję testy teoretyczne na prawko, i coś mi nie idzie... Cały czas mam trzy albo cztery pytania źle... I to też zazwyczaj nie te techniczne (bo to w nich zazwyczaj strzelam), ale te, np. w których mamy pytanie o jakąś prędkość (najwyższą prędkość, z którą można jechać np. po autostradzie)... Paranoja! Ale to nic. Dam radę! A ponad to jeszcze będę musiała oddać swój komputer do naprawy. Zepsuł mi się dźwięk. Coś mi się tu zrobiło, że w pewnych momentach nie mam (tracę) dźwięk. Nawet chyba nie mogę na słuchawkach niczego słuchać. I dupa! Ale na szczęście już jutro, około 9 rano, mój brat przyjedzie. Także może jeszcze zdążymy jutro go oddać. Zobaczymy. Albo jutro, albo dopiero w poniedziałek. No, i zobaczymy. Ale mnie boli ta prawa ręka. Masakrejszyn. Ale to nic! Wytrzymam. , Muszę, nie??

p. Wiktor? czy jednak p. D.?

Nigdy wcześniej i nie pisałam tu o swoich poglądach na temat życia, ludzi, świata i polityki, ale dzisiaj byłam zaskoczona, gdy dowiedziałam się, iż mój ulubiony aktor ma podobne poglądy na temat otaczającej nas rzeczywistości. Nie to jest jednak najśmieszniejsze. Jeszcze lepsze jest to, że ten facet, jest niemalże bliźniakiem Pana Doktorka. Wiem, jestem monotematyczna i w ogóle to nie jest fajne. Ale co ja zrobię, że wszystko mi się z nim kojarzy. Nawet ten aktor - choć on jet jak skórę zdjąć z Pana Doktorka :) Nie wiem jak mam to zrobić, aby umówić się do niego na konsultację. Wiem, że muszę mieć najnowszy rezonans zrobiony, a teraz będę miała dopiero gdzieś koło września, może października, czyli za jakieś pół roku. Nie wiem, czy tyle wytrzymam. Tak bardzo bym chciała powiedzieć mu te kilka słów. Zapytać go o tak ważne dla mnie rzeczy. I po prostu pobyć tam z nim, napatrzeć się na niego... Wiem, to już jest obsesja, ale nic nie mogę na to poradzić. Ciekawa jestem tylko, czy on myś

to już się robi nudne, wiem...

Nie wiem, co się ze mną dzieje - znowu! Jasna cholera! Zdałam sobie dzisiaj sprawę, że jeśli tam, do tej pieprzonej Warszawy nie pojadę, nigdy nie będę miała spokoju. Nigdy nie zaznam spokoju ducha, bo przecież nikt za mnie tego nie zrobi. Nikt za mnie tam nie pojedzie i się z nim nie rozmówi. A chyba niczego nie pragnę tak bardzo, jak tego, aby się z nim spotkać i porozmawiać. Nawet tak sobie pomyślałam ostatnio, żeby teraz, jak będę miała robiony następny rezonans, pojechać z nim zarówno do Lublina, bo tam mam przecież moją Panią Doktor, ale też chyba przejadę się z nim do Pana Doktora, do Warszawy. Może poświęci mi chwilę? Wiem, że nawet nie powinnam już o nim myśleć, a jednocześnie prześladuje mnie to. Wszędzie. A już najgorzej jest wieczorami, kiedy np. siedzę z rodzicami na dole... Oglądamy coś głupiego w telewizji. I to wszystko wraca do mnie. Ten cały ból. Tak jest zawsze. Codziennie jest to samo. Mam wrażenie, że kiedyś nie wytrzymam i wyrzucę to, co się we mnie gotuje...
Jutro jest kolejny trudny dla mnie dzień. Właśnie szesnaście lat temu byłam wniebowzięta. Wychodziłam z oddziału neurochirurgicznego i miałam ogromną nadzieję, że już nigdy nie będę musiała oglądać Jego parszywej gęby. Niestety, już właśnie ósmego marca okazało się, że wcale nie wychodzę do domu. Nawet na pieprzoną przepustkę mnie nie wypuścił. Od razu miałam jechać na oddział rehabilitacji neurologicznej, w końcu to, co on spieprzył, chciał "jakoś" naprawić przez co załatwił mi miejscówkę na tym oddziale. I takim oto sposobem: powinnam być mu dozgonnie wdzięczna, bo w końcu mógł mi tego nie załatwiać, nie? Może to była jakaś próba odkupienia swoich win? Może go po prostu sumienie ruszyło? Chociaż, z drugiej strony, jakie sumienie? On nie posiadał czegoś takiego... Bo przecież, gdyby posiadał, to by go chyba używał, nie? Moim zdaniem właśnie oni (Pan Doktorek i Pan Profesorek) ponoszą odpowiedzialność za to, co się stało? Bo kto im powiedział, że ja będę chciała tak żyć?

ból...

Nie wiem, co się ze mną dzieje - znowu. Kręci mi się w głowie i nie wiem, czy to od tego głupiego prądu, co go sobie nastawiam, czy to od tej pogody, która jest zupełnie do dupy czy jest jakiś inny jeszcze powód? Ponad to te ruchy mimowolne mnie kiedyś wykończą - przysięgam. Teraz tak mi się ręka i noga spina, że to jakiś absurd. A poza tym coś się z moimi oczami robi. Nie mogę nimi normalnie "operować", bo co chwilę mam nieostre kontury, nawet pisać za bardzo nie mogę, bo zamazują mi się literki. A za tydzień mam być już w pracy. Kończy się moje zwolnienie lekarskie i trzeba zapitalać do roboty. Ale nie wiem, jak ja pójdę tej do roboty, z taką głową... Okej, dobra, to moja wina! Co mnie podkusiło, żeby iść w piątek na te pieprzone trampoliny na siłce? A z drugiej strony, nie robiłam tam nic, co byłoby ponad moje siły. Okej, trochę poskakałam, ale do cholery... I co, teraz mam całe życie nie skakać, nie męczyć się i broń Boże się nie wychylać... To w dupie mam tak

moje plany

Właśnie wracam do domu. Z Lublina. Byłam na wizycie 'kontrolnej' u mojej Pani Doktor, która mnie operowała 😉 Obiecuję założyć kanał na yt i tam dokumentować swoje wzloty i upadki. Na razie tutaj mogę tylko tyle napisać, ale mam nadzieję, że jak najszybciej to wypali 😊 na razie wiem, że aby to wypaliło, musze chyba jakiś statyw do swojej kamery kupić. i to chyba tyle na razie. Jak tylko zacznę nagrywać, to nie omieszkam się tym pochwalić 😁 paaa... M.

Powroty...

Wczoraj wróciłam z Ośrodka Rehabilitacji dla Dzieci i Młodzieży "Marzenie" w Gołdapi. Było...? Hmmm... Spodziewałam się czegoś trochę innego. Wiem, że moja ręka (bo głównie o rękę chodzi) już nigdy nie będzie sprawna, nie liczę nawet na to, ale... No właśnie, ale co? Przyjechałam do tego domu, jakaś taka.. Nie potrafię nawet się nazwać... Ani tam jakiegoś towarzystwa nie miałam (w końcu to ośrodek dziecięcy), ani tej rehabilitacji zbyt szczęśliwej... Myślałam, że może dadzą mi tam dużo tej rehabilitacji, to przynajmniej bym o tym wszystkim nie myślała... Niestety, nie udało mi się uciec od tych złych myśli. Znowu w moim umyśle pojawiło się wiele pytań. A ponad to znowu pogrzebałam w swojej dokumentacji i znowu znalazłam "coś ciekawego". Tzn. wzmiankę o tym, że pogorszenie niedowładu nastąpiło PO resekcji tego guza. I nie wiem, co mam o tym myśleć. Czy to było tylko jakaś tragiczna w skutkach pomyłka? Czy jednak coś zupełnie innego... A może on naprawdę nie chc

dwa metry nad niebem:

Dokładnie za tydzień o tej porze będę już na rehabilitacji. Mam stawić się tam około piątej po południu. Tak, w niedzielę. Ale jeśli będzie ładna pogoda, to wyjedziemy już rano, bo mój tata oraz moja malutka (7 letnia) siostra lubią jeździć na nartach, a tam, w miejscowości do której jadę, jest stok narciarski :) A z moim przeziębieniem skończyło się tak, że poszłam do lekarza rodzinnego, a on wybadał u mnie zapalenie oskrzeli i przepisał mi antybiotyk, ale jeszcze tylko dwa dni i już odstawię. W sensie - skończy mi się. Hura! W ten weekend byłam w szkole. Zaliczyłam ćwiczenia z Finansów, z kobietą, u której gdybym normalnie pisała zapewne bym nie zaliczyła tej zerówki. Ale zaliczyłam - mam przynajmniej to z bani. I matmę raczej też mam z bani, bo jak powiedział nam to nasz prowadzący - trzeba naprawdę być głąbem, żeby nie zaliczyć. I on nie ma zamiaru przyjeżdżać tu w sesji zasadniczej :) I jeszcze jedne zajęcia zaliczyłam, tym razem na piąteczkę. Zarządzanie jakością. Ale to

sesja...

Sesja coraz bliżej, a ja się rozłożyłam... Muszę teraz jak najszybciej się ogarnąć, bo za półtora tygodnia (dokładnie 10 dni) jadę na rehabilitację. Głównie jestem nastawiona na rehabilitację ręki, ale różne ćwiczenia będę tam miała. Wybieram się do ośrodka Marzenia, gdzieś w okolicach Gołdapi. Zobaczymy - słyszałam dobre opinie o tym ośrodku. Ponad to jeszcze przed wyjazdem muszę załatwić okulistę, jestem umówiona na piątek (a w sobotę mam szkołę), a muszę go załatwić, bo chciałabym w końcu załatwić te wszystkie papiery do prawka. Chciałam jeszcze zapisać się do laryngologa przed wyjazdem, ale niestety - nie zdążyłam. Mówiłam? Od wczoraj biorę antybiotyk, lekarz wybadał mi zapalenie oskrzeli i w ogóle nie słyszę na PRAWE ucho... No po prostu - full servis... Żeby nie było, to była ironia. A teraz robię notatki z wykładów. I już mi t nijak nie idzie. Czy naprawdę ja muszę wiedzieć (na pięć minut) jakie funkcje ma kapitał, jakie są jego zadania i w ogóle znać te wszystkie chore de

miało być pozytywnie, ale nie wyszło:

Szukam pomysłu na siebie. Na swoje życie. Nie wiem jeszcze co mam robić ze swoim życiem, a zdaję sobie sprawę, że moi rodzice nie będą żyć wiecznie. Jednocześnie też nie chciałabym przez całe życie tylko z nimi siedzieć. Jestem teraz uwikłana w takie chore "przyjaźnie". Moja przyjaciółka niby jest, a tak naprawdę jej nie ma. Mój przyjaciel jest okej, ale to dzieciak, który mam wrażenie, że nie zna życia... A może to ja taka jestem? Moi rodzice gadają: aaa, wyjdź do ludzi, po co tak siedzisz w tym domu wiecznie? A teraz, jak moja mamuśka ma problem z oczami i nie może wsiadać za kółko, to też nigdzie nie wychodzi... Bo nie może? Może, tylko to wiązałoby się z tym, że musi na przystanek leźć, jechać autobusem (oczywiście jeśli przyjedzie) przesiadać się w mieście w jakiś inny autobus i dopiero miałaby szansę gdziekolwiek się dostać... I to ja taka jestem? Chciałabym być niezależna. Albo przynajmniej znaleźć sobie jakąś pasję, która pochłonęłaby mnie bez reszty. Miałam
Wczoraj wieczorem dzieci (moja siostra i mój kuzyn) pomalowały mi włosy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie kolor. Otóż mam teraz piękne, różowe ;) Ale spoko, zaraz i tak będę je myła, a dzieciaki pomalowały mi je taką kredką zmywalną - także luz. Powiem Wam tylko, że wyglądam bardzo stylowo - na Rock na Bagnie wręcz idealnie. A propos, pewnie w tym roku pewnie pojadę właśnie tam. Jeszcze co prawda nie mam biletów, ale, być może, będę mogła tam właśnie jechać. Poza tym mam zupełnie inny stosunek do świata i ludzi mnie otaczających. Jutro rano muszę jechać, odebrać paczkę. Ponad to, chciałabym wpaść, pokazać się w pracy - co prawda mam jeszcze zwolnienie lekarskie, ale może jutro będę się na tyle dobrze czuła, że dam radę tam pójść :) A co poza tym? Chciałabym chyba jechać, jak już będę na mieście, do swojego ukochanego, zielonego ogólniaka. Chyba bardziej tylko, niż pokazać się w zielonym, chcę pokazać się Panu, od którego się to wszystko zaczęło, ale na to muszę zaczeka