Wiem, że wyłożyłam już na te studia tyle kasy, że teraz żal rezygnować, ale z drugiej strony: mam dość tego wszystkiego!
Dzisiaj rano, pierwszy raz od niepamiętnych czasów zanosiłam się płaczem i nie mogłam się uspokoić.
Najchętniej bym wzięła jakieś tabletki i odpłynęła w niebyt. Ale przecież trzeba się cieszyć "bo inni mają gorzej"... W pizdu z innymi! Nie potrafię tak żyć. Muszę albo znaleźć DOBREGO psychiatrę, który ustawiłby mi prochy, albo naprawdę wcześniej czy później się zabiję. Bo tak się nie da dłużej.
Owszem, boję się bólu fizycznego, ale chyba nic nie przeraża mnie tak bardzo w tej chwili, jak dalsze życie... Nie wiem, co mam zrobić?
Wczoraj do północy robiłam pierdolone zestawienie, wysłałam do kumpla, który miał to wysłać do profesora, a on do mnie, że to nie tak... A ja robiłam wszystko wg instrukcji. To jest jakieś pojebane. Nie mam już siły na to wszystko. Gdyby nie to wesele za dwa tygodnie, chyba dzisiaj bym się pochlastała. Ale nie będę tego robić Przemkowi... Nie zasłużył na to.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

marzenia... te duże i te maleńkie...