szpital [2]:
A więc: już pierwszy dzień za mną! Nie zginęłam śmiercią tragiczną, nie zabiłam nikogo (w myślach się przecież nie liczy!), ale za to już mam pierwsze, wielkie rany odniesione na polu bitwy, którym jest moje ciało. Otóż: dzisiaj (czy wczoraj? dni się zlewają w jedną, wielką, niekształtną masę!) zrobiłam sobie potężny odgniotek na stopie, a jeszcze dziś przed basenem (solankowym, [sic!]) mi się rozbabrał i nie wytrzymałam do końca, tylko popływałam jakieś 15, może 20 minut i musiałam wyjść, bo inaczej musieliby mnie wynosić, tak kurewsko już piekło, że bym pewnie zemdlała z bólu. A nie chciałam tego robić, bo nie ma tutaj żadnych, podkreślam: ŻADNYCH ani przystojnych, ani młodych terapeutów, a gdyby mnie cucił pan, który miał z nami pływanie, (łysy, po 60.) to bym się nabawiła kolejnej traumy na całe życie. Jutro, a raczej dopiero drugiego maja, bo przecież jutro nikt nie pracuje, muszę iść do swojego lekarza, żeby mi po 1) zmienił basen na np. wirówkę, a po 2) żeby przepisał mi jakie