Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2017
Cholercia... Z moją ręką jest coraz gorzej. Mam wrażenie, że zaraz chyba mi odpadnie, tak boli. A miało być lepiej, nie? Pani Doktor mi powiedziała, że w ciągu pół roku ruchy dystoniczne się wyciszą, minęły ponad trzy miesiące i efekt jest taki, że jest coraz gorzej. Teraz jeszcze w dodatku muszę się jeszcze wspomagać prochami rozluźniającymi, bo inaczej bym tu zwariowała. Choć one też niewiele dają, to jednak jest minimalnie lepiej, bo dzięki nim przynajmniej mogę czasami zasnąć. Choć nie powiem, zajmuje mi to dużo więcej czasu, niż kiedyś. A teraz szukam książek o Logistyce. Zarządzaniu w logistyce. Albo jakichkolwiek, żeby było z czym jechać. Mam zamiar pojechać na SGH do Warszawy. Dosłownie na jakieś dwie, może trzy godziny. Na pewno, chciałabym też "zaczepić" o CZD i wpaść na kawkę do Pana, panie Piotrze :) Nie wiem jeszcze, jak mi się to uda, na pewno będę musiała do tej biblioteki iść rano. A nie za bardzo wiem, gdzie ona jest. Wydaje mi się, że wczoraj ją znal

kurcze...:

Zaraz chyba zwariuję. Ręka mnie cholernie boli - mimo, że mam największe "napięcie" na tym moim cholernym komputerku. Muszę jechać do Lublina, żeby mi Pani Doktor zwiększyła dawkę prądu. Na razie naprawdę nie wiem, jak mam tutaj nie zwariować, bo to jest wkurzające... Nawet baaardzo. Ostatnio tak nie bardzo wiem, co mam tutaj zamieszczać. Jestem naprawdę w wielkiej dupie, jeśli chodzi o mój stan; a też nie chcę tu się użalać nad sobą, bo wiem, że to nikogo "nie interere"... Najchętniej bym sobie tę prawą rękę (kończynę górną - dzięki, Panie Profesorze) obcięła. I to najlepiej przy samej dupie. Tak mnie cholernie boli... :( Muszę chyba znowu iść do psychiatry. Tylko z drugiej strony nie chcę iść tam, do ośrodka, bo tam wiem, co mogą mi zaproponować ---> prochy+terapię dla schizofreników. To chyba nie dla mnie. Albo znaleźć sobie jakiegoś naprawdę dobrego psychoterapeutę. Dobra, zaraz idę, wezmę prochy (Depakine) i chyba pójdę spać. Miejmy nadzieję, że

sezon rowerowy - rozpoczęty!

Ostatnio rozpoczęłam sezon rowerowy. A teraz rozwiązuję testy teoretyczne na prawko, i coś mi nie idzie... Cały czas mam trzy albo cztery pytania źle... I to też zazwyczaj nie te techniczne (bo to w nich zazwyczaj strzelam), ale te, np. w których mamy pytanie o jakąś prędkość (najwyższą prędkość, z którą można jechać np. po autostradzie)... Paranoja! Ale to nic. Dam radę! A ponad to jeszcze będę musiała oddać swój komputer do naprawy. Zepsuł mi się dźwięk. Coś mi się tu zrobiło, że w pewnych momentach nie mam (tracę) dźwięk. Nawet chyba nie mogę na słuchawkach niczego słuchać. I dupa! Ale na szczęście już jutro, około 9 rano, mój brat przyjedzie. Także może jeszcze zdążymy jutro go oddać. Zobaczymy. Albo jutro, albo dopiero w poniedziałek. No, i zobaczymy. Ale mnie boli ta prawa ręka. Masakrejszyn. Ale to nic! Wytrzymam. , Muszę, nie??

p. Wiktor? czy jednak p. D.?

Nigdy wcześniej i nie pisałam tu o swoich poglądach na temat życia, ludzi, świata i polityki, ale dzisiaj byłam zaskoczona, gdy dowiedziałam się, iż mój ulubiony aktor ma podobne poglądy na temat otaczającej nas rzeczywistości. Nie to jest jednak najśmieszniejsze. Jeszcze lepsze jest to, że ten facet, jest niemalże bliźniakiem Pana Doktorka. Wiem, jestem monotematyczna i w ogóle to nie jest fajne. Ale co ja zrobię, że wszystko mi się z nim kojarzy. Nawet ten aktor - choć on jet jak skórę zdjąć z Pana Doktorka :) Nie wiem jak mam to zrobić, aby umówić się do niego na konsultację. Wiem, że muszę mieć najnowszy rezonans zrobiony, a teraz będę miała dopiero gdzieś koło września, może października, czyli za jakieś pół roku. Nie wiem, czy tyle wytrzymam. Tak bardzo bym chciała powiedzieć mu te kilka słów. Zapytać go o tak ważne dla mnie rzeczy. I po prostu pobyć tam z nim, napatrzeć się na niego... Wiem, to już jest obsesja, ale nic nie mogę na to poradzić. Ciekawa jestem tylko, czy on myś

to już się robi nudne, wiem...

Nie wiem, co się ze mną dzieje - znowu! Jasna cholera! Zdałam sobie dzisiaj sprawę, że jeśli tam, do tej pieprzonej Warszawy nie pojadę, nigdy nie będę miała spokoju. Nigdy nie zaznam spokoju ducha, bo przecież nikt za mnie tego nie zrobi. Nikt za mnie tam nie pojedzie i się z nim nie rozmówi. A chyba niczego nie pragnę tak bardzo, jak tego, aby się z nim spotkać i porozmawiać. Nawet tak sobie pomyślałam ostatnio, żeby teraz, jak będę miała robiony następny rezonans, pojechać z nim zarówno do Lublina, bo tam mam przecież moją Panią Doktor, ale też chyba przejadę się z nim do Pana Doktora, do Warszawy. Może poświęci mi chwilę? Wiem, że nawet nie powinnam już o nim myśleć, a jednocześnie prześladuje mnie to. Wszędzie. A już najgorzej jest wieczorami, kiedy np. siedzę z rodzicami na dole... Oglądamy coś głupiego w telewizji. I to wszystko wraca do mnie. Ten cały ból. Tak jest zawsze. Codziennie jest to samo. Mam wrażenie, że kiedyś nie wytrzymam i wyrzucę to, co się we mnie gotuje...
Jutro jest kolejny trudny dla mnie dzień. Właśnie szesnaście lat temu byłam wniebowzięta. Wychodziłam z oddziału neurochirurgicznego i miałam ogromną nadzieję, że już nigdy nie będę musiała oglądać Jego parszywej gęby. Niestety, już właśnie ósmego marca okazało się, że wcale nie wychodzę do domu. Nawet na pieprzoną przepustkę mnie nie wypuścił. Od razu miałam jechać na oddział rehabilitacji neurologicznej, w końcu to, co on spieprzył, chciał "jakoś" naprawić przez co załatwił mi miejscówkę na tym oddziale. I takim oto sposobem: powinnam być mu dozgonnie wdzięczna, bo w końcu mógł mi tego nie załatwiać, nie? Może to była jakaś próba odkupienia swoich win? Może go po prostu sumienie ruszyło? Chociaż, z drugiej strony, jakie sumienie? On nie posiadał czegoś takiego... Bo przecież, gdyby posiadał, to by go chyba używał, nie? Moim zdaniem właśnie oni (Pan Doktorek i Pan Profesorek) ponoszą odpowiedzialność za to, co się stało? Bo kto im powiedział, że ja będę chciała tak żyć?

ból...

Nie wiem, co się ze mną dzieje - znowu. Kręci mi się w głowie i nie wiem, czy to od tego głupiego prądu, co go sobie nastawiam, czy to od tej pogody, która jest zupełnie do dupy czy jest jakiś inny jeszcze powód? Ponad to te ruchy mimowolne mnie kiedyś wykończą - przysięgam. Teraz tak mi się ręka i noga spina, że to jakiś absurd. A poza tym coś się z moimi oczami robi. Nie mogę nimi normalnie "operować", bo co chwilę mam nieostre kontury, nawet pisać za bardzo nie mogę, bo zamazują mi się literki. A za tydzień mam być już w pracy. Kończy się moje zwolnienie lekarskie i trzeba zapitalać do roboty. Ale nie wiem, jak ja pójdę tej do roboty, z taką głową... Okej, dobra, to moja wina! Co mnie podkusiło, żeby iść w piątek na te pieprzone trampoliny na siłce? A z drugiej strony, nie robiłam tam nic, co byłoby ponad moje siły. Okej, trochę poskakałam, ale do cholery... I co, teraz mam całe życie nie skakać, nie męczyć się i broń Boże się nie wychylać... To w dupie mam tak

moje plany

Właśnie wracam do domu. Z Lublina. Byłam na wizycie 'kontrolnej' u mojej Pani Doktor, która mnie operowała 😉 Obiecuję założyć kanał na yt i tam dokumentować swoje wzloty i upadki. Na razie tutaj mogę tylko tyle napisać, ale mam nadzieję, że jak najszybciej to wypali 😊 na razie wiem, że aby to wypaliło, musze chyba jakiś statyw do swojej kamery kupić. i to chyba tyle na razie. Jak tylko zacznę nagrywać, to nie omieszkam się tym pochwalić 😁 paaa... M.