ból...

Nie wiem, co się ze mną dzieje - znowu.
Kręci mi się w głowie i nie wiem, czy to od tego głupiego prądu, co go sobie nastawiam, czy to od tej pogody, która jest zupełnie do dupy czy jest jakiś inny jeszcze powód?
Ponad to te ruchy mimowolne mnie kiedyś wykończą - przysięgam. Teraz tak mi się ręka i noga spina, że to jakiś absurd.
A poza tym coś się z moimi oczami robi. Nie mogę nimi normalnie "operować", bo co chwilę mam nieostre kontury, nawet pisać za bardzo nie mogę, bo zamazują mi się literki.
A za tydzień mam być już w pracy.
Kończy się moje zwolnienie lekarskie i trzeba zapitalać do roboty.
Ale nie wiem, jak ja pójdę tej do roboty, z taką głową...
Okej, dobra, to moja wina!
Co mnie podkusiło, żeby iść w piątek na te pieprzone trampoliny na siłce?
A z drugiej strony, nie robiłam tam nic, co byłoby ponad moje siły.
Okej, trochę poskakałam, ale do cholery...
I co, teraz mam całe życie nie skakać, nie męczyć się i broń Boże się nie wychylać...
To w dupie mam takie życie!
Ja chcę po prostu żyć!
Czy to tak trudno zrozumieć?
Nigdy nie pojmę, dlaczego ten mój wylew musiał się tak skończyć? I dlaczego musiałam trafić akurat na tego, a nie innego lekarza? Być może, gdyby operował mnie ktoś inny, to nigdy nie miałabym tego drugiego wylewu? I może nigdy nie trzeba byłoby robić tej, ostatniej operacji?
A przez to byłabym dzisiaj 22-letnią, sprawną studentką trzeciego roku psychologii, która nie ma pojęcia o cierpieniu ani o tym wszystkim, co wydarzyło się w moim życiu...
Ale wydaje mi się, że wtedy byłabym dużo szczęśliwsza.
Nie mam pojęcia, jaki jest Boży plan wobec mnie.
Całe życie doczesne mam być nieszczęśliwa?
Nawet nie pamiętam, żebym kiedykolwiek była szczęśliwa.
Wszystkie lata mojego "szczęścia" przypadły na okres, kiedy byłam sprawna, a największym zmartwieniem wtedy było to, że nie ma mojego misia...
Okej, było jeszcze jedno: jak żegnałam rodziców na lotnisku.

M.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga