jestem szczęśliwa:

W czwartek idę na rozmowę w sprawie pracy.
Co prawda tylko na umowę zlecenie (na okres przedświąteczny), ale to zawsze jakaś kaska wpadnie.
Wczoraj gadałam z dziadkiem na temat maszyny do pisania, a ona "gdzieś w piwnicy jest", ale mi się marzy, żeby zrobić sobie taki kącik w swoim pokoju, w którym mogłabym oddać się w 100% swojej pasji pisania.
Tak myślę, że chyba teraz, jak już zrobię ten licencjat z zarządzania, to chyba oddam się właśnie pisarstwu. W sensie chciałabym zacząć robić kierunek "Edytorstwo" na KUL'u albo na UW (jest jeszcze na UJ, ale do Krakowa bym się nie chciała przenosić!). Albo dziennikarstwo, bo ja naprawdę lubię pisać. Może to nie są jakieś wyżyny umiejętności, ale chciałabym się nauczyć na tyle, aby kiedyś wydać swoją książkę, a także aby moje nazwisko było rozpoznawalne.
Wiem, górnolotne marzenia, prawda?
Wiecie także, czego ja bym tak naprawdę chciała? Chciałabym, aby kiedyś "pan-wujek" rozpoznał mnie, właśnie na jakiejś mojej książce i powiedział (albo chociaż pomyślał) to dzięki mnie jest w tym miejscu. To dzięki mnie żyje ta dziewczyna, a ja jestem z niej dumny.
Durna jestem, nie?
A wiecie co jest najlepsze? Moja świadomość tego. Tego, że ja chciałabym, aby on tak właśnie pomyślał, bo to właśnie dzięki Niemu zrodził się we mnie pomysł pisania i przelewania tych wszystkich negatywnych myśli z Nim związanych na papier.
Wiem, muszę się leczyć, ale świadomość własnych wad to już połowa sukcesu ;)
M.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga