a tutaj nie będzie tytułu, bo nie jest o Ciechocinku:

tutaj znowu więcej myślę o panu D. Mam mnóstwo czasu na rozmyślanie i to nie jest dobre dla mojego umysłu ani psychiki... Dzisiaj doszłam do wniosku, jak tak gadałam z moją współlokatorką, panią Z., to zdałam sobie sprawę z tego, że w sumie może i pan nie-doktor (uwielbiam tak na niego mówić!) będzie mnie pamiętał. Z jednego tylko względu... Wiem, jest to cholernie niechlubne, ale z drugiej strony... Kuźwa, nikogo wtedy nie zabiłam, nikogo nie skrzywdziłam (w przeciwieństwie do niektórych, hyhy!) ani tym bardziej nie miałam żadnych dziwnych konszachtów... z nikim... a to, że oni wtedy musieli załatwiać (codziennie!) gotowaną, gorącą wodę, bo ja codziennie upominałam się o swoją rytualną kaszkę. I to dwa razy dziennie - rano, po przebudzeniu się (zazwyczaj jeszcze mamy nie było u mnie, bo pan profesor nie pozwalał rodzicom nocować na neurochirurgii) oraz przed pójściem do łóżka, wieczorem (to było na chwilę przed tym, jak mama wychodziła do hotelu, albo do Kwiatków) :)
A jutro od rana będę poprawiać swoją pracę, pomiędzy drzemaniem i posiłkami.
A łapka mnie tak cholernie boli, że to jest jakaś TRAGEDIA! Nie wiem, o co chodzi. Naprawdę już dawno mnie aż tak nie bolała mocno. I naprawdę nie wiem, o co chodzi...
Chciałam tylko tak się wyżalić, że myślę o tym 'człowieku' cały czas. Nie wiem, co mam robić. Mam nadzieję jednak, że to się zmieni, gdy pojadę do domu (chociaż tam wszystko wróci do rzeczywistości...) Może już jak będę po obronie, będzie lepiej?
Cholera wie...

M.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

marzenia... te duże i te maleńkie...