Mam doła!
To jeszcze nie jest jeszcze typowa depresja, ale już czuję, że coś się zaczyna. Mówiłam kiedyś tutaj, że nienawidzę z całego serca tej wiochy zabitej dechami, w której mieszkam?
Jakoś niedawno minęło dziesięć lat odkąd tu mieszkamy. Na początku wszystko było fajnie. Przyjemnie i sympatycznie.
Nawet teraz od połowy marca do października jest znośnie, ale gdy nastają takie dni jak dzisiaj albo jak ostatnio, to szlag mnie trafia i kurwica strzela. Dlaczego? Bo, tak naprawdę, jestem tu uwięziona na tej wiosce!
A żeby było jeszcze bardziej dołująco, to nie mam nawet do kogo mordy otworzyć!
Nawet do nikogo zadzwonić nie mogę. Z resztą o tej porze to już tylko chyba, gdybym była pijana to by przeszło :)
I boli mnie znowu ręka. Już naprawdę nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. To wszystko mnie wkurza. I jestem bezsilna.
Mam wrażenie, że cofnęłam się z tą ręką. W sensie nawet to, co miałam przy ostatnim pobycie w Ameryce było duuużo lepszym wynikiem od tego, co jest teraz?
Czy to możliwe, że cofam się w tej pieprzonej rehabilitacji? Przecież jak byłam w Ameryce, to normalnie (prawie normalnie) pisałam na klawiaturze dwiema rękami. A teraz w ogóle nie ma na to szans. Nawet, żeby ta ręka się rozgięła, a już nie mówiąc nic o poruszaniu nią zgodnie z moją wolą... I to mnie dobija! Dobija mnie też ten ból. Boże, jak ja bym chciała mieć sprawne ręce! Mogę nawet jeździć na wózku, aby mieć sprawne ręce. Obie. Mogłabym nawet nie mieć czucia od pasa w dół, jakoś bym to pewnie przeżyła, gdyby tylko Bóg dał mi sprawne ręce.
Albo gdyby oni tak nie nababrali w moim mózgu... I po co oni to w ogóle otwierali? po grzyba pan nie-doktor (!) się tego w ogóle podejmował? Bo myślał, że mu się uda... Fajnie. Tylko, że nie pomyślał, jakie będą konsekwencje tego "się uda"...
I teraz Mamuśka myśli, że wszystko jest w porządku (bo fakt, że nie chodzę na psychoterapię dla schizofreników to znak, że mi nic nie jest przecież!), Tatuś wymaga pisania tej pieprzonej pracy, a mi codziennie coraz trudniej wstaje się z łóżka.
Ja, gdy kładę się spać, mam codziennie ogromną nadzieję, że już z tego snu się nie obudzę. I tak jest codziennie... Czasami tylko nie mam ochoty nic brać (bo dzisiaj mam ogromną ochotę wziąć środki nasenne i już nigdy się nie obudzić!). Wiem, że to nie jest normalne, ale powstrzymuje mnie przed tym tylko i wyłącznie zdrowy rozsądek, bo nie chcę znowu obudzić się w szpitalu na oddziale neurologicznym. Bo tak szczerze mówiąc nie wierzę, żeby mi się to udało... Ja przecież nawet zabić się nie umiem.. Jestem takim nieudacznikiem.
Ale ja w ogóle normalna nie jestem. Jestem wypaczona. Niepełna... A teraz gdy czuję te ruchy mimowolne to z jednej strony chce mi się beczeć z bezsilności, a z drugiej natomiast mam ochotę przywalić w coś twardego, albo w czyjś zakuty, lekarski łeb... Najlepiej w błękitnym kitlu.
Kiedyś, gdy jeszcze jeździłam na coroczne kontrole do Centrum, jakiś lekarzyk (nie była to ta doktórka, która zawsze była w poradni, ani nie był to ten popapraniec!) chyba Elvis powiedział mi, że ja nawet krzyczeć nie mogę. Żeby się rozładować. Wyrzucić z siebie zbędne emocje.
A mnie po prostu to wszystko zabija.
A wracając do tej wiochy, w której mieszkam, to przecież wszystko było brane pod uwagę. Wtedy jeszcze, gdy się tu przeprowadzaliśmy, mój brat dostał swój pierwszy samochód, rodzice też mieli swoje samochody... Więc P. miał czym się wozić... I przecież nikomu niczego nie brakowało.
A potem słyszałam twierdzenie, że przecież do przystanku nie jest tak daleko (tylko jakieś 250 metrów, a autobus jeździ raz na dwie-trzy godziny). Ale oczywiście to stwierdzenie słyszałam ZAWSZE od ludzi, którzy normalnie wożą swoje dupy autami i nie mają żadnych problemów z łażeniem.
Tak, to mnie wkurwia niemiłosiernie.
I nie, nie będę siedzieć cicho!
Dlaczego ten facet (nie nazwę go inaczej, przepraszam, nie potrafię) mnie tak po prostu nie zabił?
Tak zwyczajnie, po ludzku?
Bał się?  Ale kogo?  Przecież moja rodzinka nic by nie zrobiła. Więcej, dziękowaliby mu, że chociaż się "postarał"... Tak, starałby się mnie zabić.
Poza tym i tak ja byłam na początku pomyłką i wpadką. Już od samego poczęcia nie byłam chciana... W sumie nie dziwię się moim rodzicom.
Mam już, k#$%^a dość! Po prostu mam dość!
M.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga