A kto wie...?

Dzisiaj znalazłam w internecie (bo gdzieżby indziej!) informacje na temat bardzo fajnej (chyba) zabawki.
Nie testowałam jej jeszcze, ale teraz najbliższym celem będzie wyjechanie do Konstancina i tam przetestowanie tego właśnie "sprzętu". A cóż jest tym sprzętem:
otóż znalazłam na jakiejś angielskiej stronce (czy może raczej amerykańskiej?) hand tutor.  To jest takie coś, co się zakłada na słabszą, w moim przypadku prawą łapkę i się w tym dziadostwie ćwiczy.
Ale to jest taki bajer, że nie trzeba wykonywać jakichś mocno skomplikowanych (i cholernie nudnych) ćwiczeń. A można np. pograć sobie w kulki za pośrednictwem tego ustrojstwa. To się normalnie podpina (na USB) do komputera i baza gierek jest nieograniczona. Przynajmniej z tego, co widziałam.
Nie wiem dlaczego, ale przynajmniej na razie jest mi dużo łatwiej i szybciej pisać na kompie jedną, sprawną ręką. Nawet nie robi mi żadnego problemu napisanie "ą", "ż" czy czegokolwiek...
Po prostu jestem tak wyćwiczona, że tak naprawdę już nauczyłam się żyć, "bez tej ręki". Chociaż, nie powiem, gdyby udało się ją choć trochę "odzyskać" byłoby cudownie.
Na razie koncentruję się na rehabilitacji "teoretycznej". To znaczy będę tę rękę rehabilitować, masować i "torturować" aż do znudzenia. A może akurat kiedyś jeszcze "wskoczy" na odpowiednie tory... Tzn. neuron na neuron i powstanie połączenie, które Pan Doktor wraz z Panem Profesorem przed laty zerwali?
tak jak na tamtym blogu, tak i tutaj będę się żegnać tak, jakby byli tu jacyś czytelnicy.

Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i do napisania :)
M.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

A ja nie wiem o co chodzi...